Nauka bywa bezowocna w konfrontacji z żywym człowiekiem.
Autor sztuki „Niebezpieczna metoda” Christopher Hampton, granej od niedawna w Teatrze na Woli, zasłynął przede wszystkim adaptacją „Niebezpiecznych związków”, który to spektakl zagrano w londyńskim teatrze 2000 razy. We wszystkich jednak swoich tekstach skupia się na człowieku, na jego bolesnych skrzepach psychicznych, prowadzących w rezultacie do samotności. Potwierdza to wybitny film „Całkowite zaćmienie”, "Opowieści Hollywood” czy musical „Bulwar zachodzącego słońca” Wszystkie doceniane przez publiczność i krytyków, wszystkie nagradzane. Tak więc i w „Niebezpiecznej metodzie” wsłuchujemy się w dyskurs ludzi, którzy bezskutecznie próbują nowoczesnymi metodami leczyć trudne przypadki psychiatryczne.
Tym razem tą metodą jest psychoanaliza. Dzisiejsza psychiatria nie przecenia tej metody, dopatrując się w niej bardziej zagrożeń, niż pożytków. Carl Gustaw Jung i Sigmund Freud, którzy wymieniają się doświadczeniami, prowadzą jałowe spory, a jeśli ich młodziutka pacjentka wychodzi w jakimś momencie ze stanu choroby, to jedynie siłą własnej woli i własnego talentu.
Jeśli ktoś kiedyś zniszczył jej psychikę, to stało się to w głębokim dzieciństwie, i tych bolesnych strat nie da się odrobić. Sabina Spielrein, bo o niej mowa pozostaje jednak pod wpływem swego mentora, Junga, i niepostrzeżenie między tymi dwojgiem zagubionych ludzi dochodzi do erotycznego związku. Dla Junga fundamentem szczęścia jest jego rodzina, nie ma więc mowy o terapeutycznym działaniu związku z młodą pacjentką. Poczucie winy sprawia, że muszą się rozstać, ale blizna zostaje.
Na szczęście, czy na nieszczęście Sabina jest utalentowaną studentką, która szybko przerasta swoich mistrzów. Ma przy tym nieodparte i uzasadnione poczucie zmarnowanego życia. Udaje się do wielu krajów Europy, gdzie jej wykłady wywołują entuzjazm, osiada w końcu w rodzinnym Rostowie i poświęca się macierzyństwu. Wszystko to jednak doprowadza ją do nędzy. Jak widać, ani pozycja w świecie intelektualnym, którą osiągnęli dwaj uczeni, aplauz dla ich metod leczenia, ani siła woli, która ich pacjentkę wyrwała z choroby, nie są gwarancją stabilizacji psychicznej i szczęścia. Poruszające są słowa, które Sabina zapisała w swoim testamencie skierowanym do brata: „Rozsyp moje prochy na naszym polu. Zasadź na nim dąb i napisz: I ja byłam kiedyś człowiekiem”.
Spektakl jest znakomicie grany. W roli Junga - Rafał Królikowski. Jako Freud - Mariusz Wojciechowski. Najbardziej jednak przykuwa uwagę szalona, walcząca sama z sobą, z własnymi słabościami i poczuciem własnej wartości, młodziutka i utalentowana pacjentka, potem już doceniana uczona, Martyna Kowalik jako Sabina Spielrein. Nad tym żywiołem panuje Agnieszka Lipiec-Wróblewska, uzdolniona reżyserka, wnikliwie prowadząca spektakl.