Ostatnia premiera Teatru Rampa "Książę i żebrak" to typowy teatr familijny, o co w Polsce ostatnio wyjątkowo trudno.
Na zadawane mi pytanie, czy ostatnia premiera Teatru Rampa "Książę i żebrak” jest spektaklem dla dzieci, czy dla dorosłych, odpowiadałam z pełnym przekonaniem: i dla jednych i dla drugich. Słowem jest to typowy teatr familijny, o co w Polsce ostatnio wyjątkowo trudno. Zwłaszcza, że Mark Twain, zapomniany już nieco angielski prozaik podejmuje tematy, od których przez lata nie jesteśmy w stanie się uwolnić: co decyduje o tym, jakim staniemy się człowiekiem? Dobrobyt w jakim wyrastamy, staranna edukacja, miłość jakiej w dzieciństwie doświadczamy, czy dyscyplina jakiej jesteśmy poddawani?
John Locke stworzył teorię "czystej karty", a po łacinie "tabula rasa” i od tego, czym zapiszemy ową tablicę, co nabazgrzemy na tej pustej kartce zależy, kim staniemy się jako dojrzały człowiek. Mark Twain usiłuje nas do tej teorii przekonać.
"Jesteś młody czy dojrzały, przebojowy czy nieśmiały//czy w depresji w kącie płaczesz, czy ze spadochronem skaczesz//jedna myśl się w głowie rodzi, że nie o to w życiu chodzi//Czyś żebrakiem, czy też księciem, dziel się z ludźmi swoim szczęściem” - śpiewają na scenie aktorzy teatru Rampa, a ściślej teatru muzycznego dla dzieci TINTILO powstałego 40 lat temu, a od szesnastu lat współpracującego z Teatrem Rampa.
40 lat temu na inaugurację tej sceny wystawiono właśnie "Księcia i żebraka”, dziś w wersji musicalowe, teatr wychodzi z tą propozycją do współczesnej widowni. Reżyser tego spektaklu, Teresa Kurpias-Grabowska mówi: - To opowieść zabawna ale jednocześnie zmuszająca widza do refleksji jacy jesteśmy, czego pragniemy świecie pędu za pieniądzem, kłamstwa i zazdrości zdarza nam się zapominać, że wszyscy jesteśmy ludźmi, których serca biją tak samo, spragnione miłości i dobra, którym trzeba się dzielić z innymi.
Po przedstawieniu więc możemy wymienić się z naszymi maluchami, a także z tymi trochę starszymi dziećmi refleksjami, które przyniósł spektakl. Dwaj bliźniacy, którzy zamieniając się ubraniami weszli w nieznany sobie świat odebrali niezłą lekcję życia. Młodziutki Książę Edward poznał życie bezdomnych uliczników, zmuszonych do kradzieży dla kawałka chleba, tęskniący za luksusem, którego nie zaznał, Tom Canty, chłopiec pozbawiony perspektyw i dachu nad głową doświadcza w pałacu, w którym postrzegają go jako następcę tronu komfortu, ale i zniewolenia, braku prawa do życia zgodnie z własnymi potrzebami i kanonami moralnymi, które w sobie nieoczekiwanie odkrywa. Jeden i drugi zwycięża z przemocą, jeden i drugi walczy o prawdę, w którą nikt im nie wierzy, jeden i drugi poznaje obcy dotąd sobie świat, ale też poznaje siebie.
Spektakl jest atrakcyjnie oprawiony muzycznie i tanecznie, a nade wszystko świetnie grany prze dwóch młodziutkich aktorów, Jakuba Dyniewicza i Macieja Gierczyckiego. Dzięki znakomitej charakteryzacji widz jest pewien, że ma do czynienia z prawdziwymi bliźniakami. To też pani reżyser wymienia po spektaklu cały sztab realizatorów, bez którego, jak twierdzi całe przedsięwzięcie nie mogłoby się udać.
Szesnastowieczny Londyn w skali moralno-obyczajowej niewiele się różni od współczesnej Warszawy. Fundamentalne prawdy, które wygłaszają młodzi aktorzy wydaja nam się czymś, z czym mamy do czynienia na co dzień. Wychodzimy więc z teatru pokrzepieni, że źli zostają ukarani, a dobro zwycięża. Oby tak w życiu. Ale po dwóch godzinach spędzonych w barwnej scenerii, wszystko wydaje się możliwe.