Mieszko dał nam wiarę. Co z nią zrobiliśmy?
"Polsko, co zrobiłaś ze swoim chrztem?" - to tytuł konwersatorium, które odbyło się w Szkole Wyższej Przymierza Rodzin na Ursynowie. Prowadzący je dziennikarz i autor książek Grzegorz Polak zaprosił do dyskusji o tym, jak rozwinęła się nasza wiara w ciągu 1050 lat dzielących nas od przyjęcia chrztu przez Mieszka I. Iwona Waksmundzka, filolog, poetka i autorka słów do hymnu skomponowanego specjalnie na 1050. rocznicę chrztu Polski, zaznaczyła, że decyzja Mieszka nie była jednorazowym aktem, ale miała kontynuację w kolejnych pokoleniach, które się chrystianizowały i ma również wpływ na współczesnych Polaków.
Sięgając do odległych dziejów, historyk Marek Barański zaznaczył, że niewiele wiemy o okolicznościach przyjęcia chrześcijaństwa przez pierwszego władcę Polski. Nie wiemy, czy zrobił to za namową żony Dobrawy, czy odbyło się to w Gnieźnie, a może w Poznaniu, gdzie już w 995 r. władca budował kościół.
- Ówczesna sytuacja nie zmuszała Mieszka do takiego kroku. Jego państwo było silne, nie zagrażała mu agresją z zewnątrz. Nie było też nacisków zewnętrznych, bo wszyscy sąsiedzi Polski byli wtenczas poganami - mówił Marek Barański. - Myślę, że Mieszko, który obracał się "w świecie", oglądał okazałe jak na ten czas kościoły na Zachodzie, doszedł do wniosku, że Bóg chrześcijan jest silniejszy od pogańskich bożków. Po prostu w Niego uwierzył.
Tadeusz Wyszomirski z Katedry Teologii Prawosławnej Uniwersytetu w Białymstoku przypuszczał, że Polska może zawdzięczać chrześcijaństwo nie tylko decyzji Mieszka I, ale również tradycji cyrylo-metodiańskiej, która dotarła z Moraw.
- Pod kościołem św. Wojciecha w Krakowie archeolodzy odkryli pozostałości dawnego, murowanego kościoła, który powstał ok. X w. na miejscu kościółka drewnianego. Ale jeszcze głębiej archeolodzy odkryli cmentarz. Okazało się, że pochówki na nim odbywały się w obrządku chrześcijańskim, nie było śladu pogańskich całopaleń. Świadczyłoby to o tym, że już wcześniej południowe tereny zostały schrystianizowane - mówił Tadeusz Wyszomirski.
A co zrobiliśmy ze swoim chrztem jako Polacy, naród, który dał światu świętego papieża Jana Pawła II?
Reżyser Krzysztof Zanussi, uważa, że jeszcze pół wieku temu nasze chrześcijaństwo było klarowne, oczywiste, patriotyczne, a ton nadawał mu silny, duchowy przewodnik - kard. Stefan Wyszyński. W tych trudnych komunistycznych czasach jako chrześcijanie byliśmy zjednoczeni.
- Dzisiaj nasz Kościół jest dramatycznie podzielony. Biskupi źle mówią o sobie nawzajem, księża publicznie krytykują biskupów, a wierni narzekają na duchowieństwo - mówił Krzysztof Zanussi. - Grzechy ludzi Kościoła, które przecież zawsze się zdarzały, teraz zdominowały obraz Kościoła. Uczę młodych ludzi i widzę, jak stereotypowo oceniają go jako instytucję pełną zakłamania i hipokryzji. Przyznanie się do przynależności do Kościoła to wśród młodych "obciach". Wynika z tego, że w ostatnich latach coś popsuliśmy.
Zdaniem reżysera, jako Polacy i chrześcijanie nie mamy powodów, by być być z siebie zadowoleni. Chociaż zawsze podkreślaliśmy związki z wiarą, nasza religijność była podszyta patriotyzmem, tylko w nikłym stopniu przeniknęła na przykład do naszej kultury. Na przestrzeni wieków niewielu pisarzy i poetów czerpało natchnienie z chrześcijaństwa i nawiązywało do jego wartości. Jedynie polscy muzycy, jak Szymanowski, Penderecki, Kilar, Górecki, tworzyli muzykę inspirowaną wiarą, za co często na polu światowej muzyki byli uznawani za "wstecznych".
- Niewątpliwie czasy są trudne i tym bardziej powinniśmy żarliwie pielęgnować chrześcijaństwo - podkreślał Krzysztof Zanussi. - Bo tylko żarliwość porywa innych i przełamuje niechęć.