Tyle samo śmiechu, co goryczy zawiera obraz rzeczywistości, jaki wyłania się przez lata z piosenek Wojciecha Młynarskiego.
Wojciechowi Młynarskiemu muzyka była pisana od zawsze. Wnuk wielkiego dyrygenta i kompozytora, Emila Młynarskiego miał od dziecka dźwięki w genach. Mama śpiewała, tata grał na wielu instrumentach, mały Wojtek pierwsze swoje próby chował długo do szuflady.
Gdy się jednak ośmielił zademonstrować publicznie owoce swego młodzieńczego geniuszu, od razu zbierał poklaski. Czy to w Hybrydach, gdzie debiutował, czy na festiwalu w Opolu, gdzie wykonywał swoje utwory solo, ale też pisał je dla kolegów i koleżanek, dobierając do charakteru każdego z wykonawców odpowiednie teksty.
Nostalgia i smutek przeplatały się z humorem, ale też osiadały w duszy młodego twórcy.
W swojej autobiograficznej powieści napisał nawet: "Lekarze odkryli we mnie pewną przypadłość, która towarzyszy mi do dzisiaj: depresja maniakalna. Charakteryzuje się wahaniem nastrojów, od euforii i poczucia sukcesu, do pustki i i spojrzenia na świat, jak na wielką czarną dziurę".
Gdy wszystko wokół jest mroczne i pozbawione sensu, Młynarski pisze jednak przekornie: "Jest jeszcze panna Hela, co bystrym oczkiem strzela”. I od razu robi nam się weselej.
W spektaklu „Róbmy swoje”, który teatr Ateneum zadedykował Młynarskiemu, święcąc tym samym jubileusz trzydziestolecia obecności poety na scenie przy ul. Jaracza, tych meandrów jest więcej. A młodzi wykonawcy dzielą tę huśtawkę nastrojów, która i im nie jest obca.
Prawdziwie twórczy głód i talent, którego przecież był świadomy, pozwala Młynarskiemu odkrywać wciąż nowe formy, w tym tłumaczenia. Gigantyczną, ale i w pełni satysfakcjonującą pracą stały się przekłady songów do rock opery „Jesus Christ Super Star” i musicalu "Chicago". Tym bardziej to godne podziwu, że w każdej dziedzinie poeta jest perfekcjonistą.
Wymieniając tych, na których się wzorował, bez wahania przywołuje nazwiska Tuwima, Hemara, Przybory. Sam staje się wzorem dla młodych.
Trójka dzieci: Agata (lat 50), Paulina (lat 45) i najmłodszy Janek, nawet jeśli nie poszli w ślady taty, mówią o nim zawsze z podziwem. Janek, który odwołuje się do spuścizny ojca (słynne „Wrony”) zaraża swoją pasją rówieśników. Często towarzyszą mu w recitalach Mela Koteluk, czy Gaba Kulka.
Jak bliska młodym jest refleksja jaka wyłania się z podtekstów ballad Młynarskiego, świadczy dojrzałość interpretacji młodego zespołu aktorów w spektaklu Ateneum „Róbmy swoje". Julka Konarska, która rozsadza scenę temperamentem, żywiołowa Olga Szarzyńska, autoironicznie zdystansowana Joasia Kulig, młodziutka Katarzyna Ucherska, Sebastian Jasnoch i Tomasz Schuchardt pod wodzą równie błyskotliwego mentora, Krzysztofa Gosztyły.
I mocne przesłanie, z jakim wychodzi Piotr Fronczewski: „Nie wycofuj się inteligencjo". To nas obliguje. Kiedy autor scenariusza, kierownik muzyczny i reżyser Wojciech Borkowski wręcza aktorom w finale koszulki z napisem „Róbmy swoje”, to jest to zapewne coś więcej niż tylko zwykły gadżet.