Spektakl jest kolorowy, rozśpiewany jak na „Romę” przystało, najlepiej więc skonfrontować się z teatralną wizją „Alicji” osobiście.
W roku 2015 minęło 150 lat od wydania „Alicji w krainie czarów” Lewisa Carolla, a jej fenomen nie przestaje zadziwiać. To trochę jak z Piotrusiem Panem”. Oba te przykłady pokazują, że świat dziecka jest dla nas światem zagadkowym, a jego wyobraźnia tworzy krainy, do których nie mamy dostępu.
W przypadku „Alicji” wszystko wydaje się magiczne. Bo tak naprawdę autor nazywa się Charles Ludwidge Dodgson, a Lewis Caroll jest tylko jego literackim pseudonimem. W dodatku autor jest wybitnym matematykiem i równie utalentowanym fotografem.
Kto wie, czy nie tęsknoty do mniej uładzonego świata, jak świat nauk ścisłych, pchnęły go w stronę pragnienia Alicji, by dostać się na drugą stronę lustra? Bo do króliczej norki nie może bezkarnie wejść nawet najbardziej uczony matematyk.
Książka, a także przeniesiona na ekran, czy scenę jej adaptacja jest zaproszeniem do przeżycia wspólnej przygody, podyktowanej przez naszą wyobraźnię, a więc całkowicie indywidualnej. I tu zaczyna się trudność. Bo każdy krok bohaterów, każdy pomysł upartej Alicji przynosi inny kształt sceniczny, który niestety nie wszystkich usatysfakcjonuje.
Jedno jest pewne: te dwie godziny spędzone z Alicją i jej czworonożnymi przyjaciółmi jest ucieczką od prozy życia. Jest poszukiwaniem własnej tożsamości inspirowanej wyobraźnią twórców. Spróbujmy poszukać więc tego, co w przedstawieniu „Romy” trafia do nas. Co porywa formą muzyczną, piosenkami, urzeka odwagą, na jaką my dorośli nie zdobylibyśmy się z taką determinacją, jak czyni to Alicja. Pełna powabu, bezpretensjonalna dziewczynka gotowa zapłacić wysoką cenę, by osiągnąć cel.
Poddajmy się pomysłom reżyserskim Cezarego Domagały, który świat baśni penetruje od lat. To on dobrał tak utalentowanych realizatorów, jak Tomasz Bajerski, kompozytor, pianista i autor opracowania muzyki do spektaklu.
Katarzyna Borkowska, autorka scenografii i kostiumów zastosowała pewną umowność: na głowach aktorów pojawiają się wizerunki kota, susła, myszy czy królika, natomiast twarz jest na ogół odkryta, by tekst dochodził do widowni wyraźniej. Jednym to odpowiada, innym nie. Choreografia Pauliny Andrzejewskiej markuje pląsy rozbawionych małym intruzem, w postaci Alicji, zwierzątek.
Pewien problem stanowi adresat spektaklu. Na widowni znajdowali się uczniowie starszych klas podstawówki i oni nieco się nudzili. Młodsze dzieci chłonęły sceniczne wydarzenia całymi sobą, także… nieliczni dorośli. Spektakl jest kolorowy, rozśpiewany, jak na „Romę” przystało, najlepiej więc skonfrontować się z teatralną wizją „Alicji” osobiście.