O fatimskiej przygodzie, dziecięcej wyobraźni i ojcowskich zmaganiach w przekazywaniu wiary z Piotrem Krawczykiem rozmawia Agata Ślusarczyk.
Agata Ślusarczyk: "Pastuszkowie z Fatimy” to Pana pierwsza publikacja skierowana do dzieci.
Piotr Krawczyk: Myśl o tym, by napisać książkę dla dzieci długo we mnie dojrzewała. Chciałem przybliżyć dzieciom kilka ważnych tematów jak miłość, rzeczywistość Nieba, ukazać sens cierpienia i wartość modlitwy.
I zaczął Pan szukać dziecięcych bohaterów?
Ponieważ był to czas przed 100. rocznicą objawień Fatimskich, temat nasunął się sam. Lepiej nie mogłem trafić. Z historią o świętych dzieciach, najmłodsi mogą się łatwo identyfikować.
To jak wygląda historia objawienia Fatimskich oczami dziecka?
W książce "Pastuszkowie z Fatimy” jest przede wszystkim akcja. Mali bohaterowie mają do wykonania specjalną misję. Każdy na swój sposób inną. Inny mają także charakter. Najmłodsza z całej trójki Hiacynta jest uparta, łatwo się obraża, gdy coś nie idzie po jej myśli. Pod wpływem spotkań z Matką Bożą w dzieciach dokonuje się przemiana. Zaczynają podejmować wyrzeczenia, poprzez które mogą coś dobrego zrobić dla innych. Widzą głodne dzieci i bez wahana oddają im swoje śniadanie. Dla Hiacynty to podwójna pomoc, pomaga dzieciom, a jednocześnie ofiaruje post w intencji grzeszników. To jej daje dużą wewnętrzną radość. Franciszek z kolei nie odnajduje się we wspólnych zabawach. Często wybiera samotność. Może dlatego tak łatwo mu było oddać się modlitwie i kontemplacji. Od Maryi dostał specjalne zadanie – odmawianie Różańca. Z kolei dzięki świadectwu Łucji świat dowiedział się o fatimskim orędziu.
W takim razie można powiedzieć, że to książka iście przygodowa.
Przy wprowadzaniu dzieci w tematy religijne, dobrze jest opowiadać ciekawie historie. Tu w formie przygody można poruszyć kilka ważnych spraw.
Na przykład?
Opowiedzieć o Niebie. Pierwsze doświadczenie fatimskich dzieci to doświadczenie Nieba. Matka Boża podczas objawienia rozkłada ręce, z których wypływa światło. Dzieci czują, jakby to sam Bóg je ogarnął i przeniknął do ich wnętrza. Tak na prawdę to pierwotne doświadczenie spotkania z Bogiem wzbudziło w nich entuzjazm, radość i pokój. Ono dało im siłę, do podejmowania późniejszych zadań i wyrzeczeń. Starałem się opisać fatimską historię językiem, który dotrze do dzieci w wieku od 7 do 10 lat, czyli rówieśników Hiacynty, Franciszka i Łucji.
"Testował” już Pan książkę na swoich dzieciach?
Najstarszy syn, pięcioletni Staś z zaciekawianiem słuchał jej przed snem. Pewnego razu, kartkując książeczkę, zobaczył ilustrację przedstawiającą płomienie i zapytał: "tato, kiedy przeczytasz mi o pożarze”. I zaczął się "test” na to, jak opowiedzieć dziecku o wizji piekła. Zdecydowanie wolę mówić o Niebie, o tym, co jednoznacznie kojarzy się pozytywnie. Tematy trudniejsze np. dotyczące grzechu, czy Męki Pańskiej staram się wprowadzać stopniowo.
I jak przeszedł Pan rodzicielski sprawdzian?
Cały czas jest to dla mnie wyzwanie, jak 5-latkowi opowiedzieć o piekle (śmiech).
Pomogę. Pisze Pan, że Maryja pokazała dzieciom "straszny los” ludzi, którzy odrzucają miłość Boga.
Mój pomysł jest taki, żeby uczyć się od Matki Bożej w jakim kontekście Ona mówi o piekle. Maryja nie poucza dzieci, że „jak nie będą grzeczne, to pójdą do piekła”, ale rozbudza w nich miłość. Uwrażliwia je na los grzeszników prosząc o modlitwę za nich. Myślę, że w tę stronę trzeba iść. Ważne, żeby dzieci zrozumiały, że treścią życia jest miłość. Fatimskie dzieci podczas objawień doświadczały miłości, która je pociągała do coraz większej ofiary.
Nie każdemu takie doświadczenie jest dane…
Fatimskie dzieci do takiej ofiary były już wcześniej przygotowywane, przez… swoich rodziców. Najwięcej wiemy o rodzinie Łucji, szczegółowo w swoich wspomnieniach opisuje, jak żyli jej rodzice. Modlitwa i pomoc najuboższym była czymś naturalnym. W książce opisuję postawę mamy Łucji, która, gdy w miasteczku wybuchła epidemia chodziła pomagać chorym, często opowiadała też historię wuja, który ocalał na morzu dzięki modlitwie do Matki Bożej Różańcowej. Była także przekonana, że z tego, co odda biednym, nigdy im niczego nie zabraknie. Taką atmosferą nasiąkała Łucja.
Jak to się stało, że muzyk, pedagog i teolog sięgnął po pióro?
Od wielu lat uczę dzieci muzyki. W Domu Kultury, szkołach i przedszkolach prowadzę zajęcia umuzykalniające, warsztaty o muzyce różnych krajów oraz tworzę muzykę do baśni. Łączę więc zamiłowanie do muzyki z pracą pedagoga. Pomyślałem o stworzeniu czegoś, w czym mógłbym wykorzystać moje zainteresowania zarówno muzyką, teologią, jak i pracą wychowawczą. Tak zrodził się pomysł nagrania słuchowiska muzycznego o dzieciach fatimskich. Tym miała być pierwotnie ta historia. Koniec końców wyszła książka.
Jednym słowem pomysł zrodził się z potrzeby wychowawczej. Także jako rodzica?
Cały czas zadaję sobie pytanie, jak rozmawiać ze swoimi dziećmi o wierze. Myślę, że w procesie wychowawczym, a dotyczy to też wychowania religijnego ważne jest kształtowanie w dziecku wrażliwości. Na dobro, co jest oczywiste w kontekście przykazania miłości, ale też na przykład na piękno. Mam wrażenie, że o tym drugim wychowawcy niekiedy zapominają. Z pomocą znowu przychodzi Maryja. Pastuszkowie z Fatimy w pierwszym kontakcie z Matką Bożą doświadczają właśnie piękna, mówią "ukazała nam się piękna Pani”. Podobnie relacjonowała wcześniej swoją wizję Bernadetta z Lourdes. Niebo, które przychodzi w osobie Matki Bożej jest przede wszystkim piękne. Wzbudza zachwyt, porusza i przemienia. Skłania także do adoracji. Bezpośrednią reakcją dzieci na światło wypływające z rąk Maryi jest uwielbienie Boga. Oczywiście, nie każdemu ukazuje się Matka Boża, więc też nie każdy ma możliwość doświadczyć piękna w tak bezpośredni sposób. Niemniej, warto pamiętać, zwłaszcza nam wychowawcom, o związku piękna z tym, co prawdziwie duchowe. Duże znaczenie dla rozwoju wrażliwości ma np. to, jakiej muzyki słuchamy z dziećmi, jakimi przedmiotami otaczamy się, czy w jakie miejsca je zabieramy. Wzbudzanie wrażliwości poprzez muzykę, kontakt z naturą, dbałość o estetykę otoczenia z pewnością przygotowuje dzieci na otwarcie się na nadprzyrodzoność. Na spotkanie z Bogiem.
Z czym Pan, jako wierzący rodzic, mierzy się na co dzień?
Do przekazywania wiary z pewnością potrzebny jest pewien wysiłek. Modlitwa czy Msza św. nie może kojarzyć się dziecku ze stratą czasu. Trudu więc wymaga znalezienie i wybranie się na dobrze prowadzoną Mszę św. dla dzieci. Jeśli chodzi o modlitwę, od samego początku staram się zachęcić dziecko, by spontanicznie podziękowało za to, co dobrego wydarzyło się w danym dniu. Tym samym uczę, że najważniejsze w modlitwie jest dziękczynienie. Stopniowo wprowadzam formuły pacierza, raczej staram się wynajdywać z różnych książeczek modlitwy dla dzieci – krótkie i treścią dostosowane do mentalności dziecka. 3-letniej Hani bardzo spodobała się modlitwa: "Tak się dzisiaj modlę Tatusiu mój w Niebie, kochaj nas i prowadź prościutko do Ciebie”. Dzieci naturalnie lubią słuchać, kiedy się im czyta. Wyszukuję opowieści Biblijne, które będą wciągające, a przy tej okazji uczę ich pewnych prawd wiary.
Ulubiona edukacyjna scena Biblijna?
Kiedy Jezus bierze dzieci na kolana, jest blisko nich, rozumie je, chce im coś ważnego przekazać. Wówczas mogę opowiedzieć im, jak bardzo są dla Niego ważne i przez Niego kochane.
Można chyba powiedzieć, że jesteśmy świadkami narodzin nietypowej rodzicielskiej misji?
Odkrywam ją powoli (śmiech). To przecież moja pierwsza książka dla dzieci. I mam nadzieję nie ostatnia. Chciałbym przybliżyć dzieciom tematy, które także są mi bliskie - Serca Jezusowego, modlitwy Różańcowej, Eucharystii. Będę szukał bohaterów, na przykładzie których będę mógł o tym opowiedzieć, oczywiście językiem zrozumiałym dla dzieci. Jest wielu świętych, ale znaleźć podobną historię, która przydarzyła się dzieciom z Fatimy nie będzie łatwo. Jednym z moich ulubionych świętych jest na przykład o. Pio. Jego cierpienie wypływające z miłości, wielka misja miłosierdzia i miłość do Eucharystii to piękne tematy, niemniej opisać życie tego wielkiego stygmatyka w sposób zrozumiały dla najmłodszych byłoby dużym wyzwaniem.