- Bez Powązek bylibyśmy tylko "tu i teraz", a przecież wszyscy jesteśmy z przeszłości. Nie wolno nam o niej zapominać - mówi Magdalena Zawadzka-Holoubek, która wraz z innymi ludźmi kultury kwestowała na narodowej nekropolii. Tym razem zebrano 155 tys. zł.
W dniu Wszystkich Świętych na alejkach nekropolii, na której pochowano wielu wybitnych Polaków, można było spotkać aktorów, dziennikarzy, ludzi kultury, którzy potrząsając metalowymi puszkami, zachęcali do hojnego wspierania akcji ratowania zabytków Powązek. Jak wieczorem poinformował przewodniczący Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami im. Jerzego Waldorffa Marcin Święcicki, podczas tegorocznej kwesty zebrano 155 tys. zł.
- To jest jedna z najpiękniejszych idei i mam nadzieję, że się nigdy nie wyczerpie. Pamięci o naszych przodkach nie można ani zadekretować, ani znieść uchwałami. Ona po prostu jest w nas - mówi Magdalena Zawadzka-Holoubek, raz po raz przerywając rozmowę i dziękując przechodniom za wrzucane do puszki datki. I dodaje: - Powązki są naszą tożsamością, naszą historią. Bez nich bylibyśmy tylko "tu i teraz", a przecież wszyscy jesteśmy z przeszłości. Nie wolno o niej zapominać ani jej zagrzebywać. Dzięki niej jesteśmy tacy, jacy jesteśmy.
GALERIA Z KWESTY - TUTAJ
Do kwesty przyłączyli się członkowie Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca „Mazowsze”, ubrani w piękne, regionalne stroje, a także harcerze, wolontariusze, straż pożarna. Przy grobie Stanisława Wysockiego (1805-1868), projektanta i budowniczego Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej, kwestowali w dawnych kolejarskich mundurach członkowie Polskiego Stowarzyszenia Miłośników Kolei. Przy okazji zapraszali też na zaduszkowy spacer po Powązkach 2 listopada, szlakiem grobów osób związanych z kolejnictwem.
Przy grobie Stanisława Wysockiego, projektanta i budowniczego Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej, kwestowali w dawnych kolejarskich mundurach Andrzej Paszke i Marek Moczulski z Polskiego Stowarzyszenia Miłośników Kolei
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość
- Odziedziczyłem przyjaźń Jerzego Waldorffa po rodzicach, którzy przyjaźnili się z nim od czasów studenckich. Wiedział, że on kiedyś odejdzie, a inni muszą przejąć pałeczkę tej idei. I to się udało - mówi dziennikarz Jerzy Kisielewski. - Waldorff potrafił pięknie opowiadać o Powązkach i uświadamiać nam, żeby ratować to, co pozostało z przedwojennej Polski. Po epitafiach na powązkowskich grobach możemy doświadczać tej dawnej historii, z jej językiem, fotografią na porcelanie... Powązki to też galeria rzeźby najlepszych dawnych twórców. Wykonywali dzieła w czasach zaborów, gdy nie mogli stawiać pomników w przestrzeni publicznej Warszawy. Tu historia i uczucia są w każdym kamieniu. Pamiętam z dzieciństwa grób z napisem: "Artur Zawisza. Nauczyciel", a przy nim niezliczoną liczbę świeczek. Zastanawiałem się, dlaczego na ten grób przychodzi tyle ludzi. A to było miejsce spoczynku marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Długo trzeba było czekać, żeby wreszcie pojawiła się na nim prawdziwa tabliczka. Takich grobów, które naznaczają etapy polskiej historii, jest na Powązkach wiele. Zapalenie świeczki na grobie Grzegorza Przemyka - to było oddanie hołdu, ale też sprzeciw wobec strasznej zbrodni.
Maja Komorowska tylko raz nie brała udziału w listopadowej kweście na Powązkach. Kręciła wtedy film na Węgrzech i nie mogła przyjechać. W tym roku jako jedna z pierwszych stanęła przy Bramie świętej Honoraty, a jej dwie metalowe puszki szybko zapełniły się banknotami i monetami.