Dwa wiadra święconej wody nie starczyły na wszystkie palmy w Bielańskim Lesie.
W Niedzielę Palmową w Lesie Bielańskim wyruszyła największa w Warszawie procesja z palmami. Z chorałem gregoriańskim w wykonaniu Bornus Consort pod dyrekcją Marcina Szczycińskiego przeszła od głównego wejścia do Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego pod drzwi pokamedulskiej świątyni, w które proboszcz ks. Wojciech Drozdowicz, zgodnie ze średniowieczną tradycją, uderzył krzyżem. Miało to symbolizować, iż męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba.
Procesja obeszła pustelnie kamedulskie i przez główną bramę uczelni, zwaną Porta Jerusalem, z dziećmi na osiołku Franciszku i przy towarzyszącej mu Klarze, poprowadziła do wnętrz kościoła.
Procesja sprawowana była według bardzo starego, XII-wiecznego rytu. Towarzyszyła jej bielańska orkiestra dęta Krzysztofa Tomaszewskiego. Przed czytaniem męki Pańskiej odbyła się procesja z adoracją Ewangeliarza. Wierni mogli dotknąć lub pocałować Świętą Księgę.
- Dzisiaj nie mówi się kazania, bo znaki liturgii i czytane słowo męki Pańskiej jest wystarczające. Ale tydzień, który rozpoczynamy, kończy się Niedzielą Zmartwychwstania. Palmowa Niedziela jest więc wejściem w rzeczy piękne i trudne. Nie bójmy się trudów, przez które mówi do nas Bóg. Przyjmijmy wszystko, co niesie nam codzienność - prosił bielański proboszcz.