To było widać gołym okiem. Trzygodzinne kolejki i tłok przy urnach wyborczych.
Państwowa Komisja Wyborcza podała wyborczą frekwencję dla stolicy z większości obwodów (brakuje danych z 25 na 782 komisje). W wyborczą niedzielę w Warszawie na 1 343 702 uprawnionych do głosowania, wydano 866 369 kart. To znaczy, że średnia frekwencja wyniosła 66,86 procent i była niewiele niż od tej w wyborach parlamentarnych przed trzema laty.
Najliczniej do urn poszli mieszkańcy Wilanowa. Zagłosowało tam trzy czwarte uprawnionych. Niewiele niższą frekwencję zanotowano na Ursynowie (72,36 proc.), w Wesołej (71,61 proc.) i na Żoliborzu (70,1 proc.). Nie potwierdziły się pogłoski o trzech komisjach, w których frekwencja wyniosła 100 proc. W tych przypadkach komisje sporządzając protokoły, pomyliły rubryki z uprawnionymi i liczbą wydanych kart do głosowania. Wadliwe protokoły zwrócono komisjom do poprawienia.
Najniższa frekwencja - 58,21 proc. na Pradze Północ i tak jest bardzo wysoka. W poprzednich wyborach samorządowych, przed czterema laty, na też najmniej aktywnej Pradze Północ oddano 40,77 proc. głosów. W całej Warszawie frekwencja wyniosła wtedy 47,24 proc.
Wynika z tego, że do urn poszło o ok. 200 tys. osób więcej, niż w wyborach samorządowych w 2010 i 2014 r.
Tym razem mieszkańcy Warszawy odwiedzili lokale wyborcze prawie tak samo licznie, jak podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Wówczas zagłosowało 68 proc. uprawnionych.
Frekwencja na Mazowszu w niedzielnych wyborach wyniosła 61,6 proc.