Metropolita warszawski o ślubie, Mszy św. przez internet i powodach przełożenia beatyfikacji kard. Wyszyńskiego w wywiadzie dla Stacji7.
Metropolita warszawski w wywiadzie wraca również do kwestii przełożenia beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego na czas po ustaniu pandemii. Przyznaje, że miał nadzieję na szybkie wygaszenie epidemii, ale już dwa tygodnie temu zwrócił się do Stolicy Apostolskiej o zgodę na przełożenie uroczystości.
"Beatyfikacja to nie jest święto lokalne, ale całego Kościoła powszechnego. Wiemy, że wiele podobnych uroczystości kościelnych na całym świecie zostaje i zostanie przeniesionych na późniejszy termin. W związku z tym decyzja mogła być tylko jedna: przełożyć tę uroczystość, aż ustanie pandemia. A gdy zaistnieją odpowiednie warunki, z pewnym miesięcznym czy dwumiesięcznym terminem wyprzedzającym zostanie ogłoszony nowy termin i bezpośrednio przygotujemy się do beatyfikacji. Przeprowadzimy ją tak, jak była zamierzona pierwotnie, ale w sposób skromny. Nie będziemy ograniczali wiernym możliwości uczestnictwa w tej uroczystości, ale zorganizujemy ją tak, by sama uroczystość stała się symbolem i znakiem, że to czasy - bo takie pewnie niestety będą po pandemii - kiedy trzeba każdą złotówkę oglądać z obu stron, zanim się ją wyda" - stwierdził metropolita warszawski. Przy okazji powtórzył, że kard. Wyszyński miał wiele razy w swoim życiu "pod górkę". "Jest wiele takich analogii do prymasa i jego życia. Jest to kwestia jego nieobecności na Ślubach Jasnogórskich, na które go jeszcze nie puścili, jest to kwestia jego nieobecności na konsystorzu w Rzymie, gdy zostawał kardynałem, kwestia nieobecności w Rzymie, bo odmawiano mu paszportu, a działy się w tam rzeczy wielkie. (...) W przeniesionej beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia widać wielką analogię do realiów jego posługi. To »więzienie« kard. Wyszyńskiego miało też takie znaczenie, że prymas miał zaplanowanych wiele rzeczy i nie mógł ich zrealizować, bo także jego plany, nie tylko on, były »uwięzione«. A jednak zrodziły się z tego rzeczy wielkie, dzieła jeszcze większe" - odpowiada A. Liberackiej.
Kardynał Nycz w wywiadzie dla Stacji7 zachęca też, by korzystać z możliwości bardziej licznego uczestnictwa w Mszy św. we własnej parafii. "Na miarę możliwości, które, jak ufam, będą się poszerzać, wracajmy do kościołów. Nic nie zastąpi realnego uczestnictwa w Eucharystii, w liturgii Kościoła, w liturgii sakramentów roku liturgicznego. Transmisje to pewien erzac, który Bogu dzięki dostajemy za sprawą rozwiniętej technologii i dzięki temu możemy być z innymi w pewnej łączności. Ale nie dają tego, co najważniejsze - Komunii św. Dlatego zachęcam, jak najbardziej, do powolnego i odpowiedzialnego powrotu do prawdziwego uczestnictwa w Eucharystii. Myślę, że ostatnie złagodzone obostrzenia umożliwiają - przy dobrej organizacji w parafii - uczestnictwo w Eucharystii właściwie wszystkim parafianom w ciągu tygodnia. Rozumiem i podzielam obawy o zdrowie i bezpieczeństwo, natomiast każdy, kto może i uważa, że to zabezpieczenie jest wystarczające, powinien przychodzić do kościoła, nawet jeśli nie w niedzielę, to w tygodniu, nie łamiąc oczywiście przepisów prawa oraz indywidualnej i społecznej odpowiedzialności. W każdej parafii, gdzie jest limit 40-50 osób, a Mszy w tygodniu jest kilka, tym bardziej warto pójść. Oczywiście w maseczkach, zachowując od siebie odpowiednie odległości i nie narażając innych w imię dziwnie pojętej odwagi" - zachęca metropolita warszawski. "Ważne jest, żebyśmy nie przyzwyczaili się do wygody medialnego uczestnictwa w nabożeństwach. Myślę, że im dłużej trwa kwarantanna, tym ta obawa jest większa. Tę obawę można udowodnić postawą papieża. Na początku Franciszek zachęcał i sam dawał tego przykład, odprawiając nabożeństwa na pustym placu św. Piotra, w pustej bazylice, bo przecież nie było innej możliwości, zresztą to był mocny znak, mocny symbol. Ale w pewnym momencie rzeczywiście powiedział, że nie ma wirtualnych sakramentów, a wśród nich wirtualnej Eucharystii" - dodaje.