Nastrój wieczoru wyborczego prezydenta Warszawy był grobowy. Choć stojąc u podnóża jednej z najstarszych świątyń Warszawy, Rafał Trzaskowski zapewniał, że wzniesienie z kościołem Najświętszej Maryi Panny zawsze przynosiło mu szczęście.
O 20.00 pod sceną na Podwalu kręci się około stu osób. Widać m.in. prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego i aktora Daniela Olbrychskiego. 30 minut przed ogłoszeniem sondażowych wyników widać także Radosława Sikorskiego. Jan Grabiec, rzecznik Platformy Obywatelskiej, rozmawia z dziennikarzami. Akredytowało się ich ponad 300. Pół godziny przed zamknięciem lokali wyborczych jeden z najważniejszych polityków PO już wie:
- Late poll będzie dla nas nieco łaskawszy - przekonuje. Ale okazuje się, że wyniki podane po północy jeszcze bardziej pogłębiły przewagę Andrzeja Dudy: obu kandydatów dzieli już nie 0,8 proc, ale 1,6 proc. głosów. Przy wyjątkowo wysokiej frekwencji. Choć w tym czasie jeszcze niektórzy stali w kolejce do konsulatu w Splicie, żeby oddać swój głos.
Prowadzący wieczór wyborczy Rafała Trzaskowskiego poseł Jakub Rutnicki ze sceny apeluje o zachowanie dystansu i noszenie maseczek.
Artur i Iwona, cali w skórzanych kombinezonach, usiedli na ławeczce blisko całego wydarzenia. Przyjechali na motorach z Rembertowa. - Mamy nadzieję, że nie na darmo - mówią. - Bo jeśli nie, to będzie masakra. Będziemy się pakować i jedziemy na Dominikanę pleść koszyki. Bo tu chyba ludzie wyjdą na ulice - mówią.
Pod sceną, na ziemi leży kilka polskich flag. Tego wieczoru będzie widać jednak głównie flagi Unii Europejskiej. Kilka osób ma tęczowe emblematy: ktoś tęczowy kubek, ktoś inny maseczkę. Na skarpie przy kościele Najświętszej Maryi Panny siedzi kilkadziesiąt osób. Jednak na koncertach Multimedialnego Parku Fontann widzów bywa tu sto razy więcej. Widać, że zaproszenie na wieczór Rafała Trzaskowskiego dotarło do nielicznych.
Do pobliskiego kościoła odwołuje się w pierwszych słowach po 21.00 bohater wieczoru.
- Tu niedaleko się wychowałem. Górka Najświętszej Maryi Panny przynosiła mi zawsze szczęście - mówi Rafał Trzaskowski, gdy dociera pod scenę. Kościół według podania został zbudowany na miejscu pogańskiej świątyni, rok po zwycięstwie nad Krzyżakami pod Grunwaldem.
Chwilę wcześniej prowadzący wieczór namawia jeszcze, by wyjąć telefon i zadzwonić do znajomych. Niech ustawią się w kolejkę, bo jeszcze przez kilkanaście minut można mieć wpływ na to, kto obudzi się rano prezydentem. - Przez 17 minut jeszcze może się wiele wydarzyć - mówi.
Za chwilę Rafał Trzaskowski wchodzi na scenę z nietęgą miną. Na ekranie pojawiają się sondażowe słupki. Różnica 0,8 proc. Niewiele, ale prezydent Warszawy mówi już, jakby nie wierzył, że wyniki mogą zmienić się na jego korzyść. Choć ufają w to Anita i Filip, którzy blisko sceny stanęli razem z roczną Marceliną. Mała w wózeczku klaszcze w dłonie, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Mamy nadzieję na pozytywną zmianę. Mieszkamy w Warszawie od tygodnia, chcielibyśmy, żeby nasze kolejne dziecko urodziło się w lepszej Polsce, mniej podzielonej - pokazują na brzuszek Anity. - Teraz będzie chłopczyk. Może Rafał? - mrugają porozumiewawczo.
Gdy na scenie pojawia się Rafał Trzaskowski z żoną Małgorzatą i dziećmi, kandydat pozdrawia m.in. brata, Piotra, który mu "był jak drugi ojciec". Zagrzewa atmosferę.
- Mówiłem, że będzie blisko i jest blisko - mówi do kilkuset osób zgromadzonych w pobliżu nieczynny fontann. Jego sylwetkę widać także na dwóch telebimach. - Ta noc będzie nerwowa, ale wierzę, że wygramy.
Dziękuje wyborcom. - "Oni" mieli cały aparat państwa po swojej stronie i tony pieniędzy. A my mieliśmy społeczeństwo obywatelskie i zdrowy rozsądek. Już wygraliśmy, niezależnie od wyniku. Obudziliśmy się i nie damy się ponownie uśpić - zapewnia Rafał Trzaskowski, dodając, że z godziny na godzinę jego wynik będzie lepszy. - Dalej będziemy walczyć o wolne sądy, w obronie konstytucji i praw kobiet. Na sto procent będziemy walczyć, by władza, która dzieli Polaków, odeszła w niepamięć - mówi.
Po kilkunastu minutach przemówienia schodzi ze sceny. Prowadzący krzyczy, że jutro rano "będzie jeszcze przepięknie, jeszcze będzie normalnie". O 21.30 nieoficjalny hymn kampanii Rafała Trzaskowskiego ostatecznie milknie. Kilkaset osób w ciągu dwóch minut opuszcza trawnik u podnóża kościoła Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Odchodzą z opuszczonymi głowami 60-, 70- letni Anna, Ewa i Józef. Mężczyzna ma w klapie marynarki znaczek: "TVP łże", a w rękach niebieskie plakaty z podobizną swojego faworyta.
Tego wieczoru nad warszawską Wisłą przez wszystkie przypadki odmieniane są słowa o wierze i nadziei. Radosław Sikorski uchyla się od podsumowań: "nie spekulujmy". Małgorzata Kidawa-Błońska z szerokim uśmiechem dodaje: "Jest nadzieja". Z kolei Sławomir Nowak na poważnie kwituje: - Czekamy na efekty liczenia. Trzeba mieć dziś wielką wiarę, ale nie w zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego, ale że głosy zostaną policzone rzetelnie. Jeśli będzie wygrana, to o włos. Bo prezydent Duda podzielił tę Polskę na pół - mówi dawny minister z rządu Donalda Tuska.
W tym czasie Borys Budka kpi z zaproszenia, które na 23.00 do pałacu przy Krakowskim Przedmieściu wystosował do kontrkandydata prezydent Andrzej Duda. Na Twitterze Rafał Trzaskowski grzecznie odmawia. Mówi, że ten czas chce spędzić z rodziną.
- Tej nocy Andrzej Duda nie prześpi spokojnie - cieszy się Adam Szłapka zanim znika w czeluściach białego namiotu, w którym przy koreczkach zaproszeni goście piją już czerwone wino.
Toastów jednak chyba nikt nie wznosił, bo spokojnie nie prześpi tej nocy także sztab Rafała Trzaskowskiego. Choć on tak czy owak będzie prezydentem. Albo na Krakowskim Przedmieściu, albo przy pl. Bankowym.