"No wreszcie! Porozmawiajmy o Kościele marzeń” - pod taki hasłem ruszają spotkania synodalne dla uczniów, studentów i młodych pracujących.
Do Kościoła zaczął chodzić pod wpływem księdza, który w gimnazjum uczył go religii.- Był wyjątkową osobą, widziałem, że traktuje Boga i wiarę na serio, opowiadał o Jego żywej obecności, uzdrowieniach, przemianie życia, która dokonuje się pod wpływem spotkania z Nim. Byłem zszokowany, że można o Bogu mówić z taką pasją - wspomina. Sam dzięki wspólnocie, do której należy przestał być samotny.
Zainicjowany przez Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży projekt spotkań synodalnych "No wreszcie! Porozmawiajmy o Kościele marzeń” ma być odpowiedzią na kryzys młodych w Kościele. - Określenia "Kościół marzeń” często używa papież Franciszek. Nie chodzi w nim o stworzenie idealnego Kościoła, ale zrozumienie, jakie było marzenie Jezusa, który powołał Kościół. Chcemy zobaczyć, na ile marzenie Jezusa pokrywa się z rzeczywistością i co możemy skorygować. Hasło to także sygnał dla młodych, że jesteśmy otwarci na dialog - mówi ks. K. Falkowski.
Oprócz minutowych świadectw, zaproszeniem do udziału w spotkaniach synodalnych będzie także sonda uliczna. - W marcu chcemy wyjść na ulice Warszawy w trzyosobowych grupkach i szukać młodych, z którymi w duchu synodu o synodalności będziemy rozmawiać o Kościele: słuchać i dzielić się własnym doświadczeniem. Każda osoba otrzyma też ulotkę z zaproszeniem na otwarte spotkanie synodalne - mówi ks. Kamil Falkowski.
W ramach projektu „No wreszcie! Porozmawiajmy o Kościele marzeń” przygotowana jest także ankieta synodalna, którą mogą wypełnić członkowie wspólnot oraz uczniowie na lekcjach religii. - Podsumowanie ankiety z najczęściej pojawiającymi się odpowiedziami roześlemy do osób odpowiedzialnych za formowanie młodzieży: katechetów, duszpasterzy, liderów wspólnot. Co zrobimy z wnioskami? To pytanie do całego warszawskiego Kościoła - podsumowuje duszpasterz. - Dziś już nie wystarczy zarzucić sieci w postaci reklamowanej z ambony oferty duszpasterskiej, licząc, że młodzi sami przyjdą. Trzeba łowić ich indywidualnie, "na wędkę” - dodaje.