"Stand-up" na dachu, czyszczenie toi toi i mycie nóg. I setki osobistych spotkań na zakurzonym polu lotniska Czaplinek-Broczyno. W Czaplinku zakończył się właśnie 22. Przystanek Jezus. Wzięło w nim udział 130 ewangelizatorów z całej Polski.
Przez tydzień żyli w kurzu. Był on wszędzie - we włosach, na stopach, ubraniach, najgrubsza jego warstwa osiadała na samochodach i namiotach. Wieczorami jego tumany tworzyły rodzaj "mgły”. W powietrzu unosił się zapach alkoholu, ze sceny grała głośna muzyka. Na festiwalowym polu Pol'and'Rock Festivalu 130 ewangelizatorów 1-7 sierpnia szukało tych, którzy zagubili drogę do Boga.
22. edycja Przystanku Jezus odbywała się w nowej lokalizacji - w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym księży salezjanów, przy głównej drodze prowadzącej na lotnisko Czaplinek-Broczyno, gdzie odbywał się tegoroczny festiwal. - Codziennie mijały nas tysiące festiwalowiczów. Nowa lokalizacja spowodowała, że zaczęliśmy szukać nowej formuły dotarcia do nich z Ewangelią, oprócz tradycyjnego wyjścia z ewangelizacją na pole - mówi ks. Damian Piątkowiak, werbista.
Przy drodze stanęły więc zorganizowane naprędce Przystankowe toi toie, które "z miłości do Boga i drugiego człowieka" czyścili ewangelizatorzy, był też przydrożny punkt ładowania komórek i stanowisko mycia stóp. "Umyjemy każdą syrę" - zapraszali z uśmiechem ewangelizatorzy, swoje miski z wodą mieli także księża. Nie obyło się bez wzruszeń i pytań: "Dlaczego to robicie?!".
"Dlaczego to robicie?" - pytali festiwalowicze myjących nogi ewangelizatorów. Agata Ślusarczyk /Foto GośćKarton z napisem: "O czym chcesz pogadać?" prowokował przechodniów do rozmów. Ten zawieszony na szyi Darka Dziedzica, ewangelizatora z Kłodzka - do przytulania się. - Jestem ojcem trójki dzieci, napisałem więc na kartonie: "Jestem ojcem, chcę cię przytulić" i stanąłem przed bramną z otwartymi rękoma. Wiele osób podchodziło przytulić się, a w zamian - nie spodziewając się - otrzymywali błogosławieństwo Ojca, ojcowską miłość i akceptację. Było wiele wzruszeń. Jestem przekonany, że Duch Święty będzie odnawiał to wszystko, co zagubili w swoim życiu - mówi D. Dziedzic. - Nawet ewangelizator Hare Kryszna przyszedł się przytulić. Zapytałem, czy mogę go pobłogosławić. Zgodził się - dodaje.
Na idących na pole festiwalowiczów czekali także: mobilny konfesjonał, mobilna kaplica z Najświętszym Sakramentem oraz kapłani gotowi do posługi sakramentami i nierzadko długiej, braterskiej rozmowy. Na dachu mobilnego konfesjonału do późnych godzin nocnych dyżurował ks. Rafał Jaroszewicz, odpowiadając na pytania festiwalowiczów i puszczając "piosenki na życzenie". O 21.37 ktoś zaintonował "Barkę". Niektórzy rezygnowali nawet z koncertów, by posłuchać jego "stand-upu" - jak nazywali katechezy głoszone z dachu.
- Doświadczyłem na sobie wiele wykrzyczanego - nieraz wulgaryzmami - bólu z powodu tego, jaki jest dziś Kościół. Ludzie nie chcą słuchać o Jezusie, ale chcą Go zobaczyć w praktyce - mówił duchowny, pokazując rękawice, którymi osobiście czyścił stojące obok toi toie.
Nie obyło się także bez zabawnych pytań w stylu: "Czy w sutannie są kieszenie" i "Czy ksiądz miał dziewczynę?" oraz tych bardziej poważnych - o historię kapłańskiego powołania, stosunku Kościoła do osób żyjących w niesakramentalnych związkach i tego, jak uwierzyć w Boga. - Przekonaj mnie, że On istnieje! - krzyczał ktoś z tłumu. - Nie jestem od przekonywania, ale od głoszenia Ewangelii. To w twojej decyzji jest, czy przyjmiesz Jezusa do swojego serca - tłumaczył kapłan. Burzliwa rozmowa zakończyła się modlitwą przyjęcia Boga do swojego życia. - Dziękuje księdzu - powiedział festiwalowicz i odszedł wyraźnie uspokojony.
Dla wielu osób obecność osoby duchownej na polu to okazja do szczerych rozmów. Agata Ślusarczyk /Foto GośćKleryk br. Savio Sitarczyk, franciszkanin z Wrocławia, na Przystanku Jezus był po raz drugi. Po festiwalowym polu chodził w brązowym habicie i glanach. - Reakcje były różne. Przede wszystkim zdziwienie i pytanie, czy jestem prawdziwy zakonnikiem. Dlatego zrobiłem sobie tabliczkę z napisem: "Tak, jestem prawdziwy". Wiele osób pytało także, dlaczego tu przyjechałem i dlaczego wybrałem taką drogę - mówił. - Najwięcej osób jednak chciało ze mną po prostu "przybić piątkę" i cieszyły się, że tu jestem i można ze mną "normalnie" pogadać - dodaje.
Rozmowy toczyły się więc o koncertach, pogo i karcianej grze w "eksplodujące kotki". - Czułem, jak pękają lody uprzedzeń. Mam takie doświadczenie nie tylko z Pol'and'Rock Festivalu, ale i z codziennego życia, że dobrze jest zostawić ludzi z poczuciem dobra. Oni wiedzą przecież, że służę Jezusowi, sam habit o tym mówi, wierzę, że przyjedzie czas, iż będą chcieli porozmawiać także o Jezusie - dodaje br. Savio.
Kasia, świecka ewangelizatorka z Warszawy, chodziła po polu, prosząc Ducha Świętego, by wskazał jej osobę, z którą ma porozmawiać. - Moją uwagę zwrócił młody chłopak, który miał napisane na tabliczce: "Znam odpowiedzi na wszystkie pytania". Zapytałem więc, kim jest dla niego Jezus. Okazuje się, że mimo iż jest w Kościele, nie doświadcza Jego miłości i obecności. Długa rozmowa zakończyła się modlitwą o wylanie Ducha Świętego - mówi. - Spotkałam na polu także metalowca, który odmawiał Różaniec. Miałam w sercu przekonanie, by pomodlić się za niego o większe zaangażowanie w Kościele - dodaje ewangelizatorka.
W przystankowym namiocie odbywały się warsztaty, m.in. o seksualności, homoseksualizmie, małżeństwach jednopłciowych czy uzależnieniach. Pod przystankowym krzyżem trwały modlitwy wstawiennicze. W hali na terenie salezjańskiego ośrodka została odprawiona Msza św. w intencji festiwalowiczów. - Ten rok mocno pokazał, że istotą ewangelizacji jest spotkanie twarzą w twarz, rozmowa, wysłuchanie, przyjęcie drugiego człowieka i okazanie mu szacunku, bez względu na sposób jego życia. Tegoroczne hasło: "Wszyscy jesteśmy braćmi" było niezwykle trafione w obliczu tego, co obecnie przeżywamy na świecie, w Polsce i Kościele - podsumowuje ks. Damian Piątkowiak.
Ostatniego przystankowego dnia, kiedy br. Savio chował wystawionego w mobilnej kaplicy eucharystycznego Jezusa, podszedł do niego festiwalowicz, mówiąc, że właśnie odbył spowiedź życia. - Połamałem tego samego Jezusa, przed którym cały tydzień wstawialiśmy się za festiwalowiczami. To był kropka nad ewangelizacyjnym "i" - dodaje wzruszony.