W Muzeum Archidiecezji Warszawskiej odbył się wernisaż obrazu "Krzyż Baryczkowski" autorstwa Ignacego Czwartosa. To część obchodów 500-lecia sprowadzenia krucyfiksu do Warszawy.
Obraz jest eksponowany w ganku, który łączy Muzeum Archidiecezji Warszawskiej z katedrą. Jest to historyczne miejsce, które oryginalnie zostało wybudowane po nieudanym zamachu na króla Zygmunta III, by mógł on bezpiecznie przechodzić z zamku do kolegiaty na nabożeństwo.
Piotr Bernatowicz, wicedyrektor muzeum, rozpoczął od podziękowań dla biskupa Michała Janochy, który był inicjatorem powstania obrazu.
- Oczywiście dziękuję też artyście, który zdecydował się podjąć tę inicjatywę. Ignacy Czwartos jest malarzem polskim, jak sam o sobie mówi, związanym z Krakowem, ze środowiskiem Otwartej Pracowni, którą tworzył przez wiele lat. Pracownia na przekór różnym tendencjom w sztuce współczesnej uważała, że malarstwo jest bardzo ważne i powinno trwać, nawet kiedy sztuka skręciła w stronę innych mediów i tymi nowymi mediami się zachłysnęła. Ignacy Czwartos tę pałeczkę przejął od swojego mistrza Jerzego Nowosielskiego, którego zawsze bardzo cenił, i którego myślę też jest uczniem. To dzieło jest wpisane w rozwój twórczości I. Czwartosa, artysty uprawiającego twórczość abstrakcyjną, ale także figuratywną. W tej drugiej sięga wielokrotnie po motywy religijne, motywy sakralne - mówił dyrektor, wspominając portret św. siostry Faustyny Kowalskiej.
Urodzony w 1966 r. w Kielcach artysta studiował na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dyplom uzyskał w 1993 roku w pracowni Tadeusza Wolańskiego. W swojej twórczości podejmuje również tematy historyczne i wykorzystuje motywy nawiązujące do unikalnej polskiej tradycji portretów trumiennych. W 2003 roku na ekspozycji pt. „Malarz klęczał, jak malował” w Zachęcie - Narodowej Galerii Sztuki prezentował m.in. cykl obrazów poświęcony „Żołnierzom Wyklętym”. Artysta nie skrywa swoich inspiracji - na licznych obrazach sportretował swoich mistrzów: Kazimierza Malewicza, Marka Rothko, Andrzeja Wróblewskiego, Nikifora Krynickiego, Jerzego Nowosielskiego, a także Jarosława Modzelewskiego.
- Rzeczywiście, od samego początku, może nawet od czasu studiów, podkreślałem taką swojskość polskości. Moje obrazy, nawet kiedy były obrazami abstrakcyjnymi, zawsze nawiązywały do modlitwy. Były modlitwą po prostu. Wiele razy komentowano, że to moje malarstwo jest takie trochę jak z kościołów. Rzeczywiście, nawet gdy projektowałem wystawy, to one właśnie trochę udawały wystrój kościelny. Zawsze starałem się, żeby moja wystawa miała charakter właśnie taki sakralny. Niektórzy to rozumieli i chwalili, a inni potępiali. To mnie to wzmacniało, bo wiedziałem, że jestem na dobrej drodze - mówił Ignacy Czwartos.
"Krzyż Baryczkowski" to dzieło namalowane farbami olejnymi na płótnie o wymiarach 200 na 140 cm. Tło jest całkowicie czarne. Artysta przyznał, że malował na podstawie zdjęć, a nie z natury. Zdjęcia dostępne w internecie nie oddawały wszystkich szczegółów, takich jak kropelki krwi na nogach czy gwoździe w rękach i stopach, dlatego zrobił własną dokumentację rzeźby.
- Gdybyśmy chcieli szukać na duchowej mapie stolicy jakiegoś konkretnego miejsca, przesiąkniętego modlitwą wieków i jednocześnie kulturą, wokół którego powstawały niezliczone pieśni, obrazy, drzeworyty, legendy, to nie ma drugiego takiego miejsca i takiego obiektu jak Krucyfiks Baryczkowski - mówił podczas wernisażu bp Michał Janocha. - Bardzo się cieszę, że w ten wielki nurt związany z kulturą wokół kultu wpisuje się nasze dzisiejsze wydarzenie. Kiedy rozmawiałem z panem dyrektorem Muzeum Archidiecezji Warszawskiej Piotrem Koprzakiem, dzieląc się tym pomysłem i radząc, komu można by zaproponować tę pracę, to właściwie od razu była odpowiedź - Czwartos. Poszliśmy za tym pomysłem i bardzo dziękujemy artyście, że się zgodził. Muszę powiedzieć, że z pewnym napięciem oczekiwałem rezultatu, bo znając twórczość I. Czwartosa, można się było spodziewać jakiegoś wielkiego dramatyzmu, prowokacji. A kiedy zobaczyłem dzieło, które jest właściwie kontemplacyjne i wyciszone, zdziwiłem się. A potem pomyślałem, że właściwie przecież największą prowokacją w dziejach, największym skandalem w dziejach i największym dramatem w dziejach jest ukrzyżowanie Chrystusa. Wydaje się, że ten krzyż wyrzeźbiony przez nieznanego artystę, gdzieś w czasach Wita Stwosza, w jego rodzinnej Norymberdze, w sposób jakiś kongenialny to wyraża. Więc takie jest moje pierwsze wrażenie, że to obraz kontemplacyjny, który całkowicie skupia nas na krucyfiksie i na postaci Chrystusa. Czy nie o to chodzi w gruncie rzeczy w chrześcijaństwie? - dodał biskup pomocniczy warszawski.