Współczesne mistyczki w książce Ewy Czaczkowskiej

Joanna Jureczko-Wilk Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 08.10.2019 17:54

Życie s. Wandy Boniszewskiej, Alicji Lenczewskiej, Wandy Malczewskiej oraz m. Franciszki Kozłowskiej pokazuje, że objawienia i mistyczne doświadczenia mogą być łaską, ale mogą być też pokusą.

- Pan Bóg jest oryginalny i za każdym razem inaczej objawia się wybranym przez siebie osobom, co dla Kościoła rozeznającego te zjawiska, nie jest łatwe. Poza tym mistycy zazwyczaj wyprzedzają czas, wydarzenia... Przez współczesnych często pozostają niezrozumiani. Ich przesłanie przyjmie dopiero któreś z kolejnych pokoleń - podkreślali uczestnicy spotkania - Pan Bóg jest oryginalny i za każdym razem inaczej objawia się wybranym przez siebie osobom, co dla Kościoła rozeznającego te zjawiska, nie jest łatwe. Poza tym mistycy zazwyczaj wyprzedzają czas, wydarzenia... Przez współczesnych często pozostają niezrozumiani. Ich przesłanie przyjmie dopiero któreś z kolejnych pokoleń - podkreślali uczestnicy spotkania
Dawid Gospodarek

Mistycyzm i mistycy są często problemem dla Kościoła, co wynika z delikatności duchowej rzeczywistości, z jaką mamy do czynienia i z ostrożności, z jaką w Kościele podchodzi się do tego typu zjawisk. Objawienia, stygmaty, dar proroctwa mogą być łaską pochodząca od Boga, ale mogą też być pokusą. Dlatego wymagają szczególnej troski, towarzyszenia, stałego kierownictwa duchowego i oceny - mówiła Ewa Czaczkowska, prezentując dziennikarzom w Centrum Medialnym KAI najnowszą książkę "Mistyczki. Historie kobiet wybranych".

Książka, która ukazała się w Wydawnictwie ZNAK, trafi do księgarń 16 października.

To biografie czterech mistyczek, żyjących w XIX, XX i XXI wieku. Jedna z nich, Wanda Boniszewska zmarła zaledwie kilkanaście lat temu, w 2003 r. w Konstancinie-Jeziornej, w domu Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, do którego należała. Jezus poprosił ją, by ofiarowywała cierpienia za kapłanów, zakony i własne zgromadzenie. Otrzymała stygmaty, przeszła 6-letnie więzienie na Uralu i niezliczoną liczbę chorób. Brała na siebie choroby i cierpienia duchownych i osób konsekrowanych.

Swoje mistyczne przeżycia utrzymywała w tajemnicy, nawet przed siostrami z własnego zakonu, przez co nie zawsze była rozumiana i wiele wycierpiała "od najbliższych". Na polecenie Jezusa pisała dzienniki, które zgodnie z jej życzeniem przeczytano po jej śmierci i dopiero wtedy odkryto, jak niezwykle głębokie duchowo życie prowadziła niepozorna s. Wanda.

- To był subiektywny wybór - przyznaje autorka książki. - Skromna nauczycielka, mieszkająca w małej kawalerce na 11. piętrze szczecińskiego bloku, Alicja Lenczewska zachwyciła mnie swoimi "Słowami pouczenia" i piękną, współczesną polszczyzną dzienników. Pokazują jej drogę nawrócenia już jako dojrzałej kobiety i prowadzenia przez Jezusa. W pytaniach, dylematach, które przedstawia Chrystusowie, wiele osób odnajdzie własne rozterki. Do biografii Wandy Malczewskiej, która miała wizje męki Pańskiej i otrzymała proroctwo o odzyskaniu przez Polskę niepodległości, sięgnęłam ze względu na jej bratanka Jacka Malczewskiego - malarza, którego bardzo lubię.

Na tle biografii trzech katolickich mistyczek, może nieco dziwić czwarta bohaterka.

- Podczas spotkań promujących moją książkę "Siostra Faustyna. Biografia świętej" ciągle padały pytania o matkę Franciszkę Kozłowską, dlaczego nie wspomniałam o jej roli w orędziu o Bożym Miłosierdzi. Bo to ona, przed św. s. Faustyną, usłyszała je w objawieniach - mówiła Ewa Czaczkowska.

Maria Franciszka Kozłowska, która przez pewien czas była pod duchową opieką bł. Honorata Koźmińskiego, miała objawienia, których Watykan nie uznał za prawdziwe, co doprowadziło do schizmy. Na ich podstawie powstało zgromadzenie księży mariawitów, które później dało początek Kościołowi Starokatolickiemu Mariawitów. Watykan obłożył m. Kozłowską klątwą.

Obecny na spotkaniu w KAI mariawicki duchowny ks. Dominik Miller miał zastrzeżenia do biografii założycielki umieszczonej w książce, uznając ją za pisaną z punktu widzenia katolickiego.

- Zgadzam się, że do tego podziału nie musiało dojść - podkreślała Ewa Czaczkowska, odnosząc się do odejścia od Kościoła katolickiego. -  Ze strony kościelnej nastąpiły pewne nerwowe reakcje, zawiódł szybki przepływ informacji, z obu stron za dużo było emocji i ambicji, a za mało pokory.

Obecna na spotkaniu dziennikarka Alina Petrowa-Wasilewicz zaznaczyła, że wielu mistyków i stygmatyków przeżywało podobne trudności, niezrozumienie, a nawet odrzucenie w łonie własnego zgromadzenia czy też ze strony hierarchii kościelnej. Wystarczy tylko wspomnieć, św. o. Pio, św. s. Faustynę czy przywołaną w książce s. Wandę Boniszewską. Takie doświadczenia są częścią Bożej pedagogiki wobec osób wybranych, oczyszczenia z tego co ludzkie, niedoskonałe, okazją do ćwiczenia się w cnotach. Natomiast dla badających sprawę rzekomych objawień są sprawdzianem pokory i testem na prawdziwość.

Jak zaznaczyła badaczka biografii mistyczek, ważne jest, żeby osoby obdarzone szczególnymi łaskami pozostawały pod opieką przewodników duchowych, którzy na ich doświadczenia spojrzą z pewnego dystansu, będą je rozeznawać i weryfikować z nauczaniem Kościoła. Tego zabrakło w przypadku matki Kozłowskiej. Początkowo pozostawała pod duchową opieką bł. Honorata Koźmińskiego, który prosił ją o spisywanie objawień, a nawet popierał powstanie zgromadzenia księży mariawitów. Potem jednak zaczął mieć zastrzeżenia do treści objawień, jak również do zachowania m. Kozłowskiej. Ich drogi się rozeszły. Odtąd Matka Kozłowska nie miała już kierownika duchowego.

Na spotkaniu w Centrum Medialnym KAI obecni byli również: prof. Maria Janik-Czachor, krewna Wandy Malczewskiej; s dr Anna Mroczek, historyk Zgromadzenia Sióstr od Aniołów oraz Alicja Klimek ze Wspólnoty Rodziny Serca Miłości Ukrzyżowanej, do której należała Alicja Lenczewska.