Kard. Stefan Wyszyński beatyfikowany wraz z m. Elżbietą Czacką?

Tomasz Gołąb Tomasz Gołąb

publikacja 22.12.2020 11:31

- Mieli wspólnego ducha - mówi kard. Kazimierz Nycz w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej.

Kard. Stefan Wyszyński beatyfikowany wraz z m. Elżbietą Czacką? Kard. Stefan Wyszyński był częstym gościem w Laskach. Reprodukcja: Tomasz Gołąb /Foto Gość

Drogi ich świętości skrzyżowały się w podwarszawskich Laskach. Kard. Stefan Wyszyński mówił, że lata spędzone wśród ociemniałych z matką Różą Czacką nauczyły go więcej niż uniwersytet. Czy bez tych doświadczeń jego droga na ołtarze byłaby możliwa? Teraz okazuje się, że także finał tej drogi może być wspólny. W wywiadzie dla KAI kard. Kazimierz Nycz po raz pierwszy zdradza, że beatyfikacja kard. Stefana Wyszyńskiego mogłaby się odbyć wraz z beatyfikacją m. Elżbiety Czackiej.

- Jeśli Pan Bóg pozwoli, to będzie to beatyfikacja podwójna: wraz z Prymasem błogosławioną zostanie ogłoszona Matka Elżbieta Czacka. Kard. Wyszyński był z nią bardzo związany, nie tylko przez pięć lat podczas wojny, kiedy przebywał w Laskach, ale i w całym okresie powojennym aż do jej śmierci. Mieli wspólnego ducha - mówi metropolita warszawski, dodając że już wkrótce może zostać ogłoszony nowy termin beatyfikacji.

Prymas Tysiąclecia musiał w matce Czackiej widzieć kogoś znacznie większego niż niepełnosprawną założycielkę zgromadzenia. To pod jej wpływem, wbrew dotychczasowym zasadom wielu zakonów, przyjmował później do Ósemek nie tylko osoby sprawne. „Uważam Was za najbliższe mi straże modlitwy. Wszystkie moje niepowodzenia w pracy będę Wam przypisywał, uważając, że nie dość czuwacie przy mnie… ale też wszystkie radości i owoce dla chwały Bożej będę po Bogu i Matce Najświętszej – Wam zawdzięczał” – napisał tuż przed konsekracją biskupią do sióstr franciszkanek. A potem przyjeżdżał wielokrotnie odetchnąć nie tylko laskowskim sosnowym powietrzem, ale przede wszystkim nasiąkać atmosferą „przedziwnego misterium Bożego”, jak nazwał to miejsce. Lubił tu spędzać Wielki Piątek i Sobotę. Tu czuł się u siebie, a mieszkańców traktował po ojcowsku. Niewidomym dzieciom pozwalał liczyć guziki w sutannie i śmiał się do rozpuku, gdy jedno z dzieci stwierdziło, że ma na szyi łańcuch, jak jego krasula. A gdy jedno z dzieci powitało go okrzykiem: „Niech żyje ks. Grymas”, odpowiedział ze śmiechem, że był już „ewidencją”, ale „grymasem” jeszcze nie.

Na dłużej do Lasek trafił w 1942 r. Wiosną 1944 r. został kapelanem AK. Mieszkał w tzw. hoteliku lub w drewnianym domku, dziś zajmowanym przez nauczycieli z Zakładu. W przeddzień wybuchu powstania ks. Wyszyński poświęcił szpitalik, w którym opatrywał na ostatnią drogę duchowymi posługami żołnierzy: spowiadał, rozgrzeszał, ale też zbierał rannych i czuwał przy nich w czasie operacji. Dzisiejsza kaplica Domu Rekolekcyjnego była wielką salą, w której doktor Cebertowicz potrafił operować trzy dni i noce z rzędu.

Z tego czasu przyszły Prymas Polski wspominał też karteczkę, którą odnalazł w stercie spopielonych kart, niesionych przez wiatr z płonącej Warszawy. Były na niej tylko dwa słowa: „Będziesz miłował…”. Pobiegł z tym apelem do Lasek. Uważał to za testament walczącej stolicy.

„Podtrzymywałem na duchu strwożonych sytuacją przyfrontowego życia głównie modlitwą do Matki Bożej” – wspominał później. „Rzecz znamienna – chociaż zakład przechodził przez bardzo ciężkie chwile ostrzału artyleryjskiego, pacyfikacji Kampinosu itp., nigdy nie byliśmy zmuszeni do odłożenia wieczornego różańca”.

We wrześniu 1939 roku, w czasie bombardowania Warszawy, matka Róża Czacka została ranna w głowę i straciła oko. W 1950 roku rozpoczęła się trwająca do śmierci choroba. Zmarła po wielu cierpieniach w opinii świętości 15 maja 1961. Została pochowana na cmentarzu, który znajduje się na terenie Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Laskach.

Pytany o odłożoną ze względu na pandemię koronawirusa beatyfikację kard. Stefana Wyszyńskiego kard. Kazimierz Nycz podkreśla, że beatyfikacja jest nam potrzebna w tym trudnym czasie.

- Cokolwiek się wydarzy do późnej wiosny 2021 roku, nie chciałbym, żeby termin tego wydarzenia był ponownie przełożony. Powinno być ono skromne, ale zarazem godne. Skromne, żeby było wyrazem tego czasu, nie tylko przez to, że ludzie będą musieli mieć założone maseczki, ale w znaczeniu wydarzenia, które będzie bardzo głębokie, bardzo ważne, bardzo modlitewne, ale zrobione skromnymi środkami. Pamiętajmy, że w niektórych sektorach gospodarki ludzie już są biedni, a będą jeszcze biedniejsi, bo pandemia jakiś czas jeszcze potrwa, niestety. A ta beatyfikacja powinna być znakiem naszych czasów" - mówi metropolita warszawski. Dodaje też, że w osobie kard. Wyszyńskiego Polska uzyska takiego patrona, który w swoim życiu wiele razy miał "pod górkę". - Otrzymamy patrona, który nam będzie mógł powiedzieć coś takiego: "Nie martwcie się, w moim życiu – w okresie uwięzienia w latach 50. czy w latach 60. – też nie było łatwo, a Pan Bóg nam pomógł i poradziliśmy sobie". I takie słowa mogą być mottem przewodnim przygotowań do beatyfikacji.

Odpowiadając na pytania Tomasza Królaka metropolita warszawski odnosi się też m.in. do skutków pandemii dla życia społecznego i religijnego.

- Wielu ludzi zaczyna głębiej i inaczej myśleć o życiu, ale od tej strony pandemia na pewno stanowi dobrą okazję do tego, żeby pewne priorytety i hierarchie wartości w swoim życiu poprzestawiać. W swojej najnowszej książce, "Powróćmy do marzeń", Franciszek stawiając tezę, że – najkrócej mówiąc – po pandemii nic już nie będzie takie samo, ma na myśli także ten najgłębszy wymiar, o który pan pyta. W tym znaczeniu, że my wszyscy, i myślę tu także o sobie, mamy w sobie takie pragnienie, żeby wić te swoje gniazdka, w których nam jest dobrze. W aspekcie pandemii też to mamy: no, wreszcie niech się to skończy i niech wszystko wróci do tego, co było, a my sobie to gniazdko z powrotem odtworzymy i będzie nam dobrze. Nie, nie będzie nam tak, dlatego że będzie inaczej, w Kościele też będzie inaczej, także w gospodarce, w rodzinach, w biurach i w wielu innych miejscach. Nie tylko przez to, że ludzie poumierali, utracili zdrowie, nabawili się przez pandemię takiej, czy innej nerwicy czy lęków. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że to jest czas na postawienie sobie pytań podstawowych: po co żyjemy, po co jesteśmy na tym świecie - odpowiada kard. Kazimierz Nycz.