Dziecięce paluszki delikatnie przesuwają się nad wypukłymi punktami systemu Braille’a. Chcę i ja. - Niech pan nawet nie próbuje. Nasze dzieci mają kilkakrotnie bardziej wrażliwe opuszki palców - śmieje się siostra Gabriela.
Hrabianka Róża zatrzasnęła drzwi pokoju. Przez trzy dni nikt nie odważył się do niej wejść. Wiadomość o tym, co usłyszała od doktora Bolesława Gepnera, rozniosła się lotem błyskawicy po całym domu Zofii i Feliksa Czackich. „Wzroku pani nie odzyska, jest bezpowrotnie stracony. Zamiast tego niech pani pomyśli raczej o zajęciu się losem 18 tys. niewidomych w Królestwie Polskim, o których do tej pory nikt się nie zatroszczył”. Jedna okulistyczna diagnoza przesądziła o losie nie tylko tamtego, ale także kilku kolejnych pokoleń w całej Polsce.
Gdy ociemniała hrabianka Róża Czacka wyszła z pokoju po kilkudziesięciu godzinach samotności, była radosna. Kazała spakować walizki, jakby doznała objawienia. Za granicą chciała się uczyć, jak pomagać niewidomym.
Był rok 1898. Gdy wróciła z Paryża, bogatsza o doświadczenia z tamtejszych zakładów opieki i duży bagaż literatury tyflologicznej, oznajmiła rodzicom: chcę poświęcić się pracy dla innych niewidomych. Wiedziała, i od tej pory często powtarzała, jeszcze jedno: niewidomy może być użyteczny. Dlatego od pierwszych chwil dbała o to, by jej podopieczni umieli zrobić wszystko, co potrzebne do samodzielnego funkcjonowania. Tego samego uczy się w Ośrodku w Laskach do dziś.
– Dwa miesiące zajęło nam uczenie naszych dziewcząt posługiwania się nożem i widelcem. Moglibyśmy bez wstydu chodzić z nimi do najlepszych restauracji – śmieje się s. Agata. – Co z tego, skoro gdy pojechały do domu, rodzice – oczywiście z miłości – zaczęli je karmić sami?
Siostra Agata jest jedną z dwustu sióstr franciszkanek służebnic Krzyża, ze zgromadzenia, które w 1918 r. matka Elżbieta Czacka powołała do opieki nad ociemniałymi. Zajmuje się kilkunastoma dziewczętami w wieku 9–12 lat, jedną z kilkunastu grup, które na stałe mieszkają w laskowskich internatach. Siostra Agata w Laskach spędziła ostatnie 35 lat, z krótką przerwą na pracę w Indiach. Przyznaje – jest wymagająca. Ale to dzięki temu niewidome dziewczyny mają szansę nauczyć się po sobie sprzątać, prać, gotować. Same prasują ubrania, nakrywają do stołu, dbają o porządek w szafach. Będą mogły w miarę normalnie żyć.
– Ostatnio zapragnęły stepować, a w środę będą robić ciasto – chwali franciszkanka, poprawiając bluzki w jednej z szaf. W świecie, w którym wszystko zależy od tego, co spotkają dłonie, ubranie złożone grzbietem w drugą stronę może narobić niezłego bigosu. – Dla nas zapięcie guzika to pestka. Ale dla niewidomego to zbiór wielu czynności, których opanowanie może zabrać nawet kilka tygodni.