Dziecięce paluszki delikatnie przesuwają się nad wypukłymi punktami systemu Braille’a. Chcę i ja. - Niech pan nawet nie próbuje. Nasze dzieci mają kilkakrotnie bardziej wrażliwe opuszki palców - śmieje się siostra Gabriela.
Laski to dziś ponad 60 hektarów terenu, 70 budynków. W najnowszym – archiwum, które stoi niemal w centrum zakładu – gromadzona będzie cała historia liczącego równe 100 lat Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. Jest przedszkole, podstawówka, szkoły specjalne, zawodowe, warsztaty, Dom św. Rafała dla chorych i starszych sióstr, i „Mały Watykan”, w którym ponoć mieszkał nuncjusz Achilles Ratti, późniejszy papież. Są trzy biblioteki, własna drukarnia i pracownia adaptacji książek, w której królową od kilkudziesięciu lat jest niewidoma siostra Hieronima, wpędzająca w kompleksy młodsze pokolenia znajomością literatury i komputerów. To ona w PRL-u wymykała się do Niemiec, by drukować potajemnie m.in. zapisane brajlem księgi Pisma Świętego. Właśnie skończyła „przepisywanie” „Władcy Pierścieni”. Wytłoczona sześciopunktowym zapisem książka mieści się w 20 tomach. W Laskach są też: dom rekolekcyjny, a nawet basen i stajnia dla podarowanych ośrodkowi koni, bardzo przydatnych w rehabilitacji dzieci, które oprócz braku wzroku nierzadko cierpią z powodu sprzężonych niepełnosprawności.
Ale w Laskach przede wszystkim jest kaplica. Bo dzieło powołane przez matkę Czacką od początku miało prowadzić nie tylko ludzi cierpiących na ślepotę fizyczną. Kaplica jest najprostsza z możliwych: wyciosana ze zwykłych sosnowych bali, których zapach, wymieszany z wonią naturalnych świec, zna każdy, kto kolanami żłobił w drewnianej podłodze niewielkie wgłębienia. Na ścianach nie ma fresków, bo ks. Korniłowicz nauczał, że to prezbiterium ma skupiać całą uwagę uczestników liturgii. Może też dlatego od kilkudziesięciu lat mała kapliczka ściąga właśnie tu pragnących duchowego wytchnienia, ucieczki w ciszę albo po prostu… poszukujących.
Dzieło w Laskach to dziś małe miasteczko. Idąc po jego ścieżkach, co chwila słychać pobożne: „Przez Krzyż”. Pięknie śpiewają też ptaki. Matka Czacka mówiła, że bez wiary krzyża ślepoty się nie udźwignie.
Z domu przy kaplicy wyjeżdżają właśnie dwie balie (tak!) tartych buraków. W placówkach dzieła pracuje dziś 550 pracowników. Armia ludzi, którym trzeba zapewnić jako takie warunki życia. Matka – jako hrabianka przyzwyczajona do luksusu – jako s. Elżbieta nie dbała o wygody. Jeśli trzeba było, sypiała na podłodze. W kwestiach finansowych bezgranicznie ufała Opatrzności i ludziom dobrej woli. Tych przy Laskach było zawsze tylu, że wystarczało.
– Tak jest do dziś. Jestem świadkiem wielu cudów – śmieje się s. Gabriela, odpowiedzialna za finanse towarzystwa. Listy dobrodziejów w poszczególnych budynkach rzeczywiście ledwo mieszczą się na ścianach. Choć oczywiście potrzeby są przeogromne. – Taka specjalna klawiatura, linijka z punkcikami, które wysuwają się zgodnie z systemem brajla, kosztuje prawie tyle, ile samochód – mówi s. Hieronima. A to głównie dzięki nim niewidome dzieci mogą korzystać z komputerów i odczytywać zawartość ekranu pod swoimi palcami.