Nowy numer 13/2024 Archiwum

Bile na zielonym

W dawnej Warszawie w bilard grano chętniej niż dziś. Stoły ustawiano w kawiarniach, cukierniach, barach, świetlicach. To zapomniana historia tamtego miasta.

Znany jest ponoć od XV wieku. Przez lata ewoluował. Z pewnością momentem zwrotnym w dziejach tej dyscypliny było nawiercenie w stole dziur czyli łuz. Od tego momentu chodzi o to, żeby bile wbijać do środka. Z bilardem sprawa nie jest łatwa. Z jednej strony to sport dla dżentelmenów, obowiązuje kodeks zachowania przy stole, w czasie zawodów dress code. Wymyka się jednak z tych szacownych ram, bo to przecież także popularna rozrywka barowa. Niejeden kij na niejednej głowie złamany został!

To krótkie, niezbyt merytoryczne wprowadzenie jest o tyle zasadne, że pozwala nam uniknąć pułapki kategoryzowania. Bo też i dawniej w Warszawie rekreacja przy stole obciągniętym suknem właściwa była różnym stanom, klasom – czy jak kto woli warszawiaków dzielić i określać. Za kije brało się towarzystwo eleganckie, brała się młodzież w świetlicach, grali też bywalcy lepszych i gorszych przybytków gastronomiczno-barowych. Że była to popularna rozrywka w dawnej Warszawie, niech świadczy fakt, że w roku 1824 w mieście, zgodnie z odpowiednim spisem z epoki, żyło aż 104 bilarzystów. Dla porównania - furmanów było tylko 87, fabrykantów octu 8, konowałów 10, a dentystów tylko 3.

Ale kim był bilarzysta? Czy to ten, kto produkował sprzęt? A może ten, kto stół do gry udostępniał? Mało prawdopodobne, żeby chodziło o zawodników… Przewodnik z 1826 r., w którym znalazła się statystyka, zawiera tłumaczenie na język francuski: „billards”, a to oznacza po prostu, zgodnie z tłumaczeniem słownikowym… „bilard”. Kwestii jednoznacznie nie rozstrzygnę, ale z pewnością trop jest właściwy.

Niestety, wnętrza dawnych budynków Warszawy znacznie rzadziej były fotografowane, niż ulice. Z pewnością jednak na wielu takich zdjęciach stoły bilardowe by się znalazły.

W 1900 roku, kiedy wykańczano hotel Bristol, ekscytacja prasy, a co za tym idzie „ulicy” była wielka. Tak nastrój i rozmowy próbowała rekonstruować 70 lat później Karolina Beylin: „W narożniku od ulicy Karowej będzie wejście do kawiarni. – Stanie się na pewno najmodniejszą z kawiarni warszawskich – wtrącił ktoś z obecnych. – Zwłaszcza, że kawiarnia będzie miała aż siedem bilardów" – informował dalej redaktor.

Przewodnik po Warszawie z roku 1904 zawarł reklamę o charakterze opisowym cukierni w Ogrodzie Saskim Józefa Jackowskiego. Lokal znajdował się w Pałacu Saskim, stoliki ustawiano na tarasie na piętrze, skąd rozciągał się wyborny widok na park. Ogłoszenie zachwala lody, ciasta, cukry, orszadę i inne przysmaki. Na końcu obszernej notatki marketingowej, wytłuszczonym drukiem informacja: „5 bilardów”(!!!) Skoro w Bristolu siedem, w cukierni Jackowskiego pięć to znaczy, że zapotrzebowanie było. Dziś, jak gdzieś stoi jeden, pożal się Boże, stół, to często jako oparcie, podstawa pod kufel. W klubach bilardowych rzadko kiedy trafia się więcej niż rzeczone siedem stołów z Bristolu. A tu proszę… dawne czasy i taka mnogość asortymentu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Zapisane na później

Pobieranie listy