Nowy numer 17/2024 Archiwum

To, co najważniejsze wg ks. Kaczkowskiego

Nakładem Wydawnictwa WAM ukazała się nowa książka z tekstami ks. Jana „Sztuka czułości” uzupełniona świadectwami ludzi, na których życie kapłan wpłynął swą dobrocią, uważnością, stosunkiem do chorych, pogodą ducha i wrażliwością.

- Poznałam ludzi, którym ks. Jan zmienił życie. Ich historie opisałam w książce. Zamieściłam też wcześniej publikowane wypowiedzi księdza, ale w nowym kontekście. Broniłabym się jednak przed stwierdzeniem, że to jest „the best of ks. Kaczkowski”. Siłą tej pozycji jest to, co było siłą ks. Jana. On po prostu nie był gołosłowny – mówiła na spotkaniu promującym książkę „Sztuka czułości. Ks. Jan Kaczkowski o tym, co najważniejsze” Joanna Podsadecka.

Dodała, że na okładce umieszczone są dwa nazwiska: jej i księdza, ale autorów jest więcej. - Zdecydowałam się napisać w pierwszej osobie opowieść Barbary i Marka, którzy urodzili się w Gdańsku, ale mieszkają w Australii i 10 miesięcy przed jego śmiercią poznali go osobiście. To są takie budujące historie. Pokazują jak przez 12 dni znajomości ks. Jan wpłynął na ich życie. Pomagał, bo uważał, że taka jest rola księdza. Mówił anegdotami. Ujmował ludzi bezpretensjonalnością. Patrzył na człowieka z zainteresowaniem. Dawał mu czas – przypominała.

Pokrótce przybliżyła też życiorys Barbary i Marka. - To są wstrząsające historie. W obydwojgu ks. Jan coś uleczył i teraz oni są gotowi, by ponieść to w świat. Basia przeżyła tyle tragedii, że mogłaby nimi obdzielić dziesięć osób. Opowiedziała o nich ks. Janowi, a teraz mnie. Nawet jej córka nie wie, co się wydarzyła, bo są to tak trudne doświadczenia. Nie miała do czynienia z księżmi przez 50 lat. Uciekała od nich, bo się ich bała. A do ks. Jana lgnęła. Zgodziła się na spowiedź, ale pod warunkiem, że wyspowiada ją ks. Jan. Specjalnie po to przyleciała do Pucka na pół roku przed jego śmiercią. Jej historia niesie nadzieję. Basia nie przestała ufać, mimo że się sparzyła wiele razy - mówiła autorka.

Opowiadając o Marku, wskazała na jego przemianę. - Kiedy umierała mu żona zetknął się z wypowiedziami ks. Jana. One pozwoliły mu przetrwać długą agonię ukochanej osoby. Zaprosił księdza do Australii. Teraz buduje w Polsce domki dla rodziców dzieci, które trafiły do hospicjum w Pucku – wyjaśniła.

Przyznała, że otrzymuje dużo maili, od osób, które zetknęły się choć pośrednio z ks. Janem. - Ks. Jan nie zniknął. Ludzie nadal pozytywnie o nim myślą. Są mu wdzięczni. Dzwonią do Pucka i pytają, jak mogą pomóc hospicjum. Pamiętają, że wcześnie wstawał, późno kładł się spać, ciągle był pod telefonem, gdyby ktoś chciał porozmawiać. Żył intensywnie, miał wiele pomysłów mających na celu pomoc innym. Rodzi to pytanie do nas: jak my możemy przeżyć swoje dwanaście dni, by pozytywnie wpłynąć na innych – poddała pod zastanowienie.

Przyznała, że o wydaniem książki bardzo interesowała się Polonia australijska i część egzemplarzy wydanych przez Wydawnictwo WAM właśnie tam jest skierowanych.

Część dochodu ze sprzedaży książki wesprze Puckie Hospicjum pw. św. Ojca Pio.

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy