Funkcjonariusze ABW i policjanci pod okiem prokuratury szarpali dziennikarzy. "Co złego to nie my" - odpowiada premier.
Sceny z redakcji "Wprost" to jedna z odsłon ostatniej politycznej misji ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza. Jeden z negatywnych bohaterów słynnych już nagrań kompromituje teraz razem z premierem Donaldem Tuskiem podległe im służby, żeby zatrzeć negatywne wrażenie po rozmowach ujawnionych przez "Wprost". Środowe zajścia najlepiej to pokazały.
Premier Donald Tusk najwyraźniej przestał wyczuwać nastroje społeczne, skoro na porannej konferencji zarzekał się, że prokuratura jest niezależna od władzy, dlatego za atak na dziennikarzy nie można jej obwiniać. Tak, jakby prokuratorzy nie wyczuwali, "jaki mamy klimat". A klimat jest taki, że władza nie może opanować afery z nagraniami. Poza tym pilnie potrzebuje sukcesu w postaci złapania winnych kompromitujących ich nagrań. Prokuratorzy i funkcjonariusze ABW co chwilę dzwonili gdzieś, dopytując, co robić z taką patową sytuacją, że dziennikarze "Wprost" odmawiają wydania nagrań, bronią swoich komputerów, a wspierają ich w tym dziennikarze z innych redakcji.
Gdy w środku nocy razem z Cezarym Gmyzem z "Do Rzeczy" wracaliśmy do domów, żartowaliśmy, że nawet w najśmielszych wizjach nie przypuszczaliśmy, że władza doprowadzi do tego, że w walce o wolność słowa będziemy oblegać redakcję akurat "Wprostu" i bronić Sylwestra Latkowskiego. Sam mam gazecie za złe haniebną nagonkę na ginekologa prof. Bogdana Chazana, ale w tej sytuacji trzeba było te pretensje odłożyć na później. W tej sytuacji nie chodzi wyłącznie o ten konkretny tygodnik i jego redaktora naczelnego, ale generalnie o wolność mediów Polsce.
I ten wspólny dziennikarski front okazał się radosnym akcentem w tym smutnym dniu w historii polskiego życia publicznego. To również pozytywna informacja dla ministra sprawa wewnętrznych. Nawet jeśli ostatnia polityczna misja Bartłomieja Sienkiewicza, czyli złapanie sprawców podsłuchowej intrygi, spełznie na niczym, to na otarcie łez będzie miał inną zasługę. Zrobienie (chociaż na chwilę nawet) z dziennikarzy "Gazety Polskiej", "Do Rzeczy", TVP, TVN, “Rzeczpospolitej", "Gościa Niedzielnego", TOK FM i wielu innych redakcji zgodnego chóru wołającego o wolne media i wysyłającego funkcjonariuszy "do domu", to sztuka nie lada.
Czytaj także: