Charyzmatyczny kapłan z Indii przestrzega przed coraz większą tolerancją zła.
O nieustannym badaniu swojego sumienia, powszednich grzechach, które lekceważymy i coraz większej tolerancji dla zła, mówił w Warszawie o. James Manjackal ze Zgromadzenia Misjonarzy Świętego Franciszka Salezego (MSFS). W pierwszym dniu czterodniowych rekolekcji jego nauk w hali Centrum MT Polska, słuchało prawie 5 tys. osób z całej Polski. Spotkanie odbywa się pod hasłem zaczerpniętym z Księgi Zachariasza: "Nie siła, nie moc, ale Duch mój dokończy dzieła - mówi Pan zastępów". Zanim rozpoczęła się wspólna modlitwa, na scenę procesyjnie wniesiono relikwie kilkunastu świętych, m.in. bł. ks. Jerzego Popiełuszki, św. Jana Pawła II, św. Faustyny oraz figurę św. Michała Archanioła z Groty Objawień na Górze Gargano.
Ojciec James z Indii witany był owacyjnie, gdy przy pomocy współpracowników, wstał z wózka i powoli wchodził po schodach na podium. Ustępujący niedowład jest skutkiem choroby Guillaina-Barrego, której atak misjonarz przebył w 2012 r. i która tylko cudem nie zakończyła się dla niego śmiercią. W ubiegłym roku ojciec powrócił do misji głoszenia Słowa Bożego i posługi uzdrawiania, którą prowadzi od 41 lat. Jego rekolekcji słuchały już tysiące osób w 103 krajach, na wszystkich kontynentach. Dzieli się z innymi tym, co sam otrzymał: niezwykłym doświadczeniem Ducha Świętego, który uzdrowił go fizycznie i duchowo oraz uczynił zdolnym do głoszenia nauki Jezusa.
- Wielu katolików nie zna mocy Ducha Świętego. Ja też jej nie znałem w młodości, nawet będąc w seminarium. Dopiero, kiedy pewien młody człowiek pomodlił się nade mną, kiedy zostałem uwolniony z nałogów, odbyłem spowiedź z całego życia, Pan uzdrowił mój smutek, stałym się nowym człowiekiem - mówił o. James.
Charyzmatyk podzielił się swoimi doznaniami, kiedy leżąc sparaliżowany, w śpiączce, podłączony do respiratora zobaczył niebo, piekło, czyściec i ukrzyżowanego Jezusa, który wypominał mi najstraszliwsze grzechy.
Jaka jest wola Boga wobec ciebie? - pytał zebranych o. James. "Moja świętość" - chórem odpowiadała hala
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość
- A ja myślałem, że jestem święty. Głosiłem przecież tysiące rekolekcji, ochrzciłem wielu muzułmanów, byłem więziony bity, pościłem, modliłem się, co dwa tygodnie chodziłem do spowiedzi... Pan zobaczył, że moja biała szata jest brudna. Moje serce było brudne brakiem przebaczenia i wielkim gniewem, kiedy w młodości nie mogłem pogodzić się z przedwczesną śmiercią ojca. Pan powiedział mi, że jestem mordercą, bo gdy nienawidzę swego brata, to tak jakbym był jego zabójcą. Że jestem cudzołożnikiem. Chociaż nigdy nie byłem z kobietą. Za to w młodości zdarzało mi się na nie zerkać. Słyszałem wtedy, nawet od księży, że mężczyzna jest przecież z krwi i kości, że to normalne. Nie spowiadałem się z tych myśli, pewnych rzeczy nawet nie nazwałem. I Pan mi to wytknął - mówił charyzmatyk
Rekolekcjonista zachęcał, aby nieustannie badać swoje sumienie, dbać o biel swojej duchowej szaty. Odbywać częste i dogłębne spowiedzi. Wielu posłuchało go od razu, bo do kilkunastu kapłanów, którzy spowiadali na obrzeżach hali, przez cały dzień ustawiały się długie kolejki.
- Często swoje grzechy tłumaczymy: to taka moja słabość! Papierosy, alkohol... A Duch Święty przychodzi nam z pomocą w naszych słabościach. A jeśli Duch w nas działa, polegamy na Jego mocy, a nie na swojej - podkreślał rekolekcjonista, dodając, że on też radykalnie rzucił cygara, ulubioną filiżankę kawy, kieliszek wina do obiadu, bo zdecydował, że nie chce w życiu "podpórek", że moc będzie czerpał z Ducha. - Moje dzieci, chrześcijanin nie jest słaby, ale pełen mocy Ducha! - nawoływał.
- Alleluja! - odpowiadali słuchacze.