Sąsiedzi. Z ks. Twardowskim żyli „drzwi w drzwi” przez pół wieku. Bracia Tadeusz i Czesław Olszewscy ducha księdza poety starają się przekazać wszystkim, którzy odwiedzają jego przyklasztorne mieszkanie.
Bez przerwy dzwonił telefon albo dzwonek do drzwi. Po wąskoskośnych schodach biegali z góry na dół. Stare drewno aż trzeszczało. Do mieszkania ks. Jana Twardowskiego ustawiała się kolejka. Od najwyższych władz partyjnych po arystokrację, chuliganów, hipisów, zielonoświątkowców czy początkujących poetów, oczekujących natychmiastowej opinii. Telefon także coraz częściej dzwonił. – Niektóre osoby i po dziesięć razy. „Proszę księdza, kotka mi uciekła”, za chwilę: „proszę księdza, kotka przyszła”. I tak przez cały wieczór. Ksiądz miał bardzo dobre serce i wiele osób chciało to wykorzystać – wspomina Tadeusz Olszewski, który wraz z bratem w imieniu księdza odbierał telefony.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.