W najbliższą sobotę będziemy obchodzić Dzień bez Samochodu. Kierowcy mogą spokojnie zostawić kluczyki samochodowe w domu, bo w tym dniu miejską komunikacją wszyscy pojadą za darmo.
W ten sposób miasto chce zachęcić zmotoryzowanych, żeby częściej zostawiali wozy w garażu i przesiadali się do miejskich autobusów i tramwajów. Ale czy rosnąca rzesza 970 tys. posiadaczy aut w Warszawie miałaby się do czego przesiąść? Hmmm… Dla korzystających z miejskiej komunikacji w tzw. godzinach szczytu, odpowiedź jest prosta. Ciasno wszędzie, duszno wszędzie – w autobusie, tramwaju czy metrze… I mimo, że Ratusz od wielu już lat propaguje miejską komunikację jako remedium na stołeczne korki, rzeczywistość podróży miejską komunikacją skrzeczy i nie zachęca do porzucenia wygodnego auta. W ubiegłym roku znów zmniejszyła długość linii tramwajowych i autobusowych, a w porannym szczycie mniej jeździ tramwajów, chociaż po całej Warszawie podróżuje nimi codziennie blisko 600 tys. ludzi. Na dodatek tylko co dziesiąty tramwaj jest dostosowany do potrzeb niepełnosprawnych – czyli dostępny nie tylko dla osób na wózkach, ale też wygodny dla matek z małymi dziećmi i seniorów. Nieco lepiej ma się sprawa z autobusami. Na 1561 wozów, niepełnosprawny nie wejdzie do 264. To dawne Ikarusy, które miały zniknąć z ulic miasta przed EURO 2012, ale jeszcze pomykają, zwłaszcza na peryferiach stolicy. Na nic zdadzą się zachęty urzędników do polubienia miejskiej komunikacji, kiedy w metrze ledwo domykają się drzwi, autobus się spóźnia, a na pociąg SKM trzeba czekać godzinę.