Za każdym razem, kiedy widzę w kościele obrazek Miłosiernego Zbawcy z włożoną do niego „magiczną instrukcją”, wyrzucam ją do kosza.
Od razu wyjaśnię: chodzi o łańcuszki szczęścia, na które natrafiam raz po raz w swoim parafialnym, ochockim kościele. Z pozoru wyglądają bardzo pobożnie – z przodu obraz Miłosiernego Jezusa z promieniami wychodzącymi z serca, z tyłu tekst Koronki. W środku, odręcznie napisana kartka z treścią modlitwy.
I co w tym złego? Ano to, że do modlitwy dołączona jest magiczna instrukcja – „Przepisz modlitwę 27 razy i zanieś do 9 kościołów. A Twoja prośba na pewno zostanie wysłuchana”.
Na taki zestaw można natknąć się szczególnie na ostatnich ławkach (lub na półeczkach pod nimi). Czasami ktoś zostawi go na parafialnym stoliku. Wyjmuję wówczas „magiczną formułkę”, drę i wyrzucam czem prędzej do kosza.
Polecam robić to samo z: chlebkiem watykańskim („który rozdany 4 innym sąsiadom przynosi szczęście”), nowenną do św. Tadeusza Judy („o którym nie słyszano, aby najpóźniej w dziewiątym dniu błagalnej prośby nie spełnił”) czy innym świętym, którego zwyczajne wstawiennictwo już nie wystarcza.
A tym, którzy ręcznie przepisaną modlitwę do 9 kościołów niosą, radzę popukać się także 9 razy w czoło. Oczywiście, na szczęście!