Chcąc (a raczej) nie chcąc, mieszkańcy Warszawy współfinansują homoseksualne warsztaty.
Pewna fundacja (nie piszę nazwy, by zbytniej reklamy nie robić) zaprasza mieszkańców Warszawy do „wzięcia udziału w bezpłatnych warsztatach rozwoju umiejętności profilaktycznych "Bliskość i seksualność". Warsztaty adresowane są do osób homoseksualnych i transseksualnych”. Odbędą się w stolicy pod koniec października. I właściwie trudno się fundacji czepiać: ma określone zamierzenia, określone cele wypełnia. Kto chce - niech idzie. Wolny kraj - wolny wybór. Ja stanowczo podziękuję. Jest jednak jedno „ale”: otóż warsztaty finansowane są ze… środków miasta!
Bo przecież - w stolicy, pieniędzy starcza na wszystko! To miasto mlekiem i miodem płynące. Miasto, w którym jak wiadomo, nie brakuje pieniędzy ani na dobre drogi, ani na metro (ostatnio nawet na podwodne stacje…), ani na wspomaganie rodzin (np. poprzez nieistniejącą Kartę Rodzin Dużych). A ponieważ pieniędzy przybywa, a miasto pięknie się rozwija, to i fundowanie za pieniądze podatników warsztatów dla osób, które „chcą podnieść jakość swojego życia intymnego” - to kongenialny pomysł! Tym bardziej, że jak zapewniają twórcy warsztatów, uczestnicy będą dzielnie pracować nad m.in. skutecznym docieraniem do własnych potrzeb w sferze intymno-seksualnej, jasnym wyrażaniem swoich potrzeb wobec partnera bez wstydu i zażenowania, sposobami na przezwyciężanie rutyny i wprowadzania spontaniczności w związku oraz rolą fantazji seksualnych”. Za pieniądze warszawiaków uczestnicy warsztatów będą również uczestniczyć w wykładach i ćwiczeniach ukazujących, „jak przekładać wiedzę teoretyczną na umiejętności praktyczne”…
Żartować (dość ponuro, choć w kolorach tęczy…) można w nieskończoność. Jednak śmiesznie nie jest. Bo po pierwsze, poprzez fundowanie warsztatów środowiskom gejowskim, stolica opowiada się po bardzo konkretnej, „postępowej” stronie. I tylko pytanie brzmi: czy większość mieszkańców się na to zgadza… Śmiem twierdzić: nie. A po drugie - i zasadnicze: gdy nie ma pieniędzy na naprawdę realne, konkretne potrzeby miasta, a jednocześnie wydaje się je na inicjatywy uczące „fantazji seksualnych”, stanowczo miejski świat stanął na głowie!
I sytuację mamy obecnie taką: od pierwszego stycznia, niejako w prezencie noworocznym, miasto przyszykowało podwyżki cen biletów autobusowych. Za jeden przejazd zapłacimy „jedyne” 4,40 zł. Dlaczego podwyżki? Bo (jak twierdzi miasto) nie ma pieniędzy. A jednocześnie, jak widać, pieniądze są, lecz dla… wybranych środowisk.
Być może przyszłoroczna podwyżka cen biletów pozwoli jeszcze bardziej „tęczowo” rozporządzać pieniędzmi warszawiaków. Homowarsztaty za (nie)jeden bilet… Niestety, również mój.