Z kataklizmu wspaniały gmach filharmonii nie podniósł się. W jego miejscu stanął szkaradny klocek
Wszystko ma się ku końcowi – wieszczyli jedni. Zaczyna się wiek nadziei i dobrobytu – uważali drudzy. Ale czy oby na pewno księga nowego stulecia otwiera się właśnie teraz? – dopytywano. Rok 1900 miał przynieść Warszawie nowe ulice, gmachy… i spory. W gazetach trwała polemika, czy pierwszy stycznia oznacza już początek wieku dwudziestego? W tej sytuacji potrzebny był głos autorytetu. Do pracy przystąpił Bolesław Prus. Ten, nie dość, że przekonał opinię publiczną o dokonującym się przełomie, to jeszcze przedstawił szereg prognoz, które najzacieklejszych pesymistów tudzież orędowników teorii o końcu świata musiały wyrwać z marazmu. Nowy wiek miał być zatem tańszy z uwagi na postępującą elektryfikację, życie ludzkie miało się stopniowo wydłużać, a zarobki robotników pójść znacząco w górę. Ponadto pan Prus przekonywał o powszechnym kształceniu w wieku XX i dostępie do kultury wysokiej nie tylko dla elit. Wszystko zawarł autor „Lalki” w swojej popularnej „Kronice Tygodniowej”.
Tymczasem ze Śródmieścia wyprowadzał się właśnie szpital im. Dzieciątka Jezus. Ogromny teren poszpitalny był rozparcelowywany. W jego miejscu powstawały nowe ulice, pięły się w górę nowe gmachy. Już w pierwszych miesiącach roku 1900 miano przystąpić do budowy filharmonii. Żurnaliści rozbudzali apetyty warszawian. Spodziewano się najlepszego. Budynek, projektowany przez Karola Kozłowskiego miał być wzorowany na najsłynniejszych filharmoniach Europy, przede wszystkim tej paryskiej. Plafon w foyer namalować miał sam Henryk Siemiradzki. Pieniądze na budowę tej swoistej świątyni melomanów wyłożyli m.in. finansista Leopold Kronenberg oraz Ignacy Jan Paderewski, który równolegle śledził budowę swojego, niemal prywatnego hotelu „Bristol”. W 1901 roku kompozytor-pianista mógł już dać koncert uświetniający otwarcie filharmonii. Był 5 listopada. Budowa okazała się zatem ekspresowa. Obiekt stanął w kwartale ulic: Jasnej, Nowo-Siennej i Moniuszki. Muzycy z sekcji smyczkowej zapewniali, że kompozytora „Halki” i „Strasznego Dworu” sami wybrali na patrona nowowytyczonej ulicy. Rodziło się nowe centrum miasta, finansowe „city”. W sąsiedztwie pyszniły się bogate kamienice, w tym imponujący gmach Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Rosja”. Niestety, już wtedy zegar bezgłośnie tykał. Do początku końca pozostało 39 lat…
Z wojennego kataklizmu wspaniały gmach filharmonii nie podniósł się. W jego miejscu stanął szkaradny klocek, który do dziś odstrasza nawet największych miłośników muzyki. 21 lutego 1955 roku w nowym, socrealistycznym gmachu zainaugurowano V konkurs Chopinowski. Było to zarazem powojenne otwarcie filharmonii… filharmonii już na nowe czasy…