Wkurza mnie, kiedy pod płaszczykiem „cudów” wciska się New Age-owy kit. I do tego starszym, schorowanym ludziom.
Przykład pierwszy - Bielański Ośrodek Kultury - raz w tygodniu zajęcia z Qi-gong. Przykład drugi - impreza dla seniorów organizowana ze środków miasta. Kolejna, na której jako dziennikarz byłam. Kolejna, w programie której, oprócz Nordic Walkingu, pomiaru ciśnienia czy porad dietetyka, znalazł się pokaz i warsztaty Qi-gong.
O co z Qi-gong chodzi, wyjaśnię za najlepszymi adeptami tej sztuki „Stowarzyszeniem Promocji Zdrowia”, które owe praktyki oferuje. Otóż, „aby zrozumieć Qi-gong, trzeba najpierw zrozumieć pojęcie qi. Jest to energia wypełniająca wszechświat. Każda osoba, a także zwierzę lub roślina posiada swoje własne pole qi, dążące do stanu stabilności, równowagi zarówno wewnątrz organizmu, jak i w jego relacjach ze światem zewnętrznym. Utrata tej własności prowadzi do powstania wszelkich chorób, śmierci i rozkładu. Słowo „gong” – to energia i czas, które poświęcamy osiągnięciu celu”.
Mówiąc wprost Qi-gong to zestaw fizycznych ruchów, które mają spowodować, że w naszym organizmie bliżej nieokreślona energia „qi” będzie swobodnie krążyć, zapewniając nam długowieczność i końskie zdrowie. Pomóc ma w tym szczególny zestaw „ćwiczeń” oferowany przez Stowarzyszenie określany mianem: styl lecącego żurawia. Taneczne niemal ruchy, naśladujące lecącego ptaka „przywracają harmonię energetyczną w organizmie, stwarzając warunki do samoczynnego wyleczenia każdej niemal choroby”. Normalnie cud!
Wkurza mnie to, że New Age-owy kit wciska się starym, schorowanym ludziom, którym na poprawie zdrowia szczególnie zależy. Dobrze, że idzie Adwent – czas oczekiwania na największy cud świata, narodzenie Jezusa, jedynego i najlepszego uzdrowiciela. Obyśmy co do tego nie mieli nigdy najmniejszych wątpliwości…