Około 300 osób zgromadziło się w nocy z 12 na 13 grudnia, w 31. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, przed domem gen. Wojciecha Jaruzelskiego na warszawskim Mokotowie. Odśpiewano "Mazurka Dąbrowskiego" i odczytano apel pamięci ofiar systemu komunistycznego. Nie obyło się bez antykomunistycznych i obraźliwych haseł.
Krzyż ułożony ze zniczy i kilka transparentów z wypisanymi na białych prześcieradłach hasłami „Jaruzelski, pamiętamy twoje zbrodnie”, „Tu mieszka komunistyczny zbrodniarz” stanęły tuż przed domem przy ul. Ikara 5. W pobliżu, na skwerze, stanął namiot "Telewizji Narodowej" z zatkniętymi flagami, podświetlonym krzyżem, podobizną Jana Kobylańskiego i... grillem, na którym uczestnicy smażyli sobie kiełbasę.
– Jaruzel w domu? – krzyczał do policjantów jeden z mężczyzn. – Lejmy wszystkich lewaków! – odwrócił się do grupki młodych dziewczyn. Ale 89-letni generał Jaruzelski, który 13 grudnia 1981 r. ogłosił wprowadzenie stanu wojennego, w rocznicę tego dnia z powodu poważnego wylewu trafił do szpitala. – Gromadzimy się przed willą tego, który wydał wojnę narodowi polskiemu. Nasza obecność to nie tylko apel o rozliczenie zbrodniarzy, ale i hołd tym, którzy zginęli z rąk komunistycznego systemu – mówił przez megafon przedstawiciel Ligi Obrony Suwerenności, organizatora demonstracji.
Od domu gen. Jaruzelskiego demonstrujących odgradzały metalowe barierki. W pobliżu dwójkami chodziło kilkudziesięciu policjantów. Wśród pikietujących była grupka skandujących kontrowersyjne hasła: „Eutanazja dla pedała w przyciemnionych okularach”, „Znajdzie się pała dla generała”, „A na drzewach, zamiast liści, będą wisieć komuniści”, "Byłem w ZOMO, byłem w ORMO, teraz jestem za Platformą".
– Będziemy przychodzić tu do skutku. Nie chcemy krwi, ale rozliczenia zbrodni. Nie może być tak, że kaci odchodzą w glorii chwały, a ofiary w zapomnieniu. Jak umrze Jaruzelski, będziemy chodzić pod dom Urbana – mówił przez megafon młody mężczyzna. – A niech zdycha! – gorączkowała się jedna z uczestniczek manifestacji.
Część uczestników przyszła z narodowymi flagami. Wśród nich obecni byli m.in. Andrzej Melak, Adam Słomka, Tomasz Sakiewicz i Kornel Morawiecki, który zabrał głos po odśpiewaniu hymnu narodowego i odczytaniu apelu pamięci ofiar stanu wojennego.
– Wolność w dużym stopniu wywalczyliśmy, ale solidarności nam brakuje. Dlatego wołam o solidarność między tymi, którzy pracę mają, i tymi, którzy są bezrobotni, między bogatymi i biednymi, silnymi a tymi, co są słabi. O solidarność między tymi, którzy mówią, że samolot runął w wyniku zamachu smoleńskiego, i tymi, którzy twierdzą, że to była katastrofa. Między przeciwnikami politycznymi, tymi, którzy są za PO, i tymi, co głosują na PiS. To będzie prawdziwe zwycięstwo nad Jaruzelskim, stanem wojennym i komunizmem – mówił legendarny działacz opozycji antykomunistycznej w PRL, założyciel i przewodniczący "Solidarności Walczącej".