- Nigdy nie podejmował też personalnych decyzji, które nie dawały szansy naprawienia wyrządzonego zła - mówi o zmarłym Kardynale ks. Henryk Małecki, proboszcz parafii św. Tomasza Apostoła
Ksiądz Prymas zaskakiwał nas przede wszystkim duszpasterską troską i roztropnością. Nie pamiętam, by zdarzyło mu się kiedykolwiek wydać o kimś jakąś złą opinię, choć czasami miał powody. Nigdy nie podejmował też personalnych decyzji, które nie dawały szansy naprawienia wyrządzonego zła. Za wszelką cenę szukał w człowieku dobra. Jako historyk często byłem pod ogromnym wrażeniem jego kompetencji w tej dziedzinie. Zaskakiwał erudycją, a czasami miałem wręcz wrażenie, że trochę testuje w ten sposób moją wiedzę. Był przy tym gorącym patriotą i choć próbowano go wciągnąć w rozmaite polityczne układy, umiał zachować wobec polityki prymasowski dystans. Miał też niezwykłą łatwość nawiązywania kontaktów: podczas wielu duszpasterskich wizyt widziałem, jakie wrażenie robiło to na jego rozmówcach. Umiał tak ciepło do nich mówić… Wrażliwość Księdza Prymasa wyrażała się nie tylko w trosce o internowanych w stanie wojennym, ale także o potrzeby Polonii, zwłaszcza na Wschodzie. Sam wiozłem kiedyś nieznaną mi kwotę dla powstającego Centrum Katechetycznego w Wilnie i wiem, że inni księża też taką rolę „kurierów” pełnili. Najbardziej uderzało mnie jednak, że był przy tym niezwykle skromny, nie szukał poklasku, wręcz nie dbał o swój PR. Choć był człowiekiem otwartym na nowości: od posługiwania się komputerem po życzliwość wobec wejścia do Unii Europejskiej, w której uważał że do spełnienia mamy ważną misję.