Ze współczuciem dla rodziców dzieci homoseksualnych większego problemu chyba nikt nie ma. Ale terapia ich traumy, że syn lub córka nie przyprowadzą im wnuków, powinna przybrać inne formy.
1 marca większe polskie miasta, w tym Warszawę, zaleją billboardy, na których rodzice mają obwieszczać światu, że ich dzieci są homoseksualistami. Jedną z twarzy kampanii jest aktor Władysław Kowalski wraz ze swoim synem Kubą. Patronat nad kampanią obejmie wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka i prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Kampania "Rodzice, odważcie się mówić" ma zachęcić rodziców do wyznań, które dla nich wszystkich są zapewne traumatyczne. Bo trudno sobie wyobrazić, że wiadomość o tym, iż nie będą bawić wnuków, cieszy ich na tyle, że muszą się tym chwalić na ulicy.
Tym bardziej nie rozumiem, po co ich do tego zmuszać? Bo chyba, mam nadzieję, nie jest to po prostu promocja homo- i biseksualizmu?
Może to forma swoistej terapii, która pomaga oswoić się z niełatwą myślą o starości bez dziecięcego szczebiotu? A dla społeczeństwa powód, żeby wzbudzić w sobie i wyrazić im z tego powodu współczucie? Z tym drugim większego problemu chyba nie ma. Ale jeśli chodzi o gojenie rodzicielskich ran i wsparcie – to powinno przybrać chyba inną formę.