Budowa metra i nieudolny remont przedwojennego gmachu Prudential, późniejszego Hotelu Warszawa stały się gwoździem do trumny placu Powstańców Warszawy. Wieje pustką i chłodem, życia tu nie ma, nie pomógł nawet Cesarz Francuzów, sam Napolion.
Niestety, ci, którzy liczą, że to tylko stan przejściowy mogą się srogo zawieść. Nie ma bowiem żadnych przesłanek, żeby uwierzyć w rychłą poprawę sytuacji. Trumna jest już zbita. Trudno sobie wyobrazić, żeby nawet po uporządkowaniu przestrzeni placu, wyprowadzce parkingu w tak rozpanoszonej formie, popełnieniu odpowiednich nasadzeń zieleni, ustawieniu ławek, być może nawet wprowadzeniu elementów małej architektury, plac Powstańców Warszawy miał ożyć. To będzie tylko miła wyściółka tej drewnianej jesionki (w gwarze warszawskiej: trumna).
O poprawnym funkcjonowaniu placu, o jego życiu decyduje szereg czynników. Ważnym aspektem jest ten topograficzny. Tutaj plac Powstańców Warszawy może czuć się dowartościowany. Znajduje się w ścisłym centrum, na przecięciu ważnych traktów komunikacyjnych – ulicy Świętokrzyskiej i ciągu od Alej Jerozolimskich do placu Piłsudskiego – Brackiej, Szpitalnej, Mazowieckiej. To ogromny potencjał, ale wydaje się, że może nie wystarczyć do ożywienia miejsca.
Plac powinien być bijącym sercem miasta. Każdy jeden powinien pompować krew w tętnice, rozchodzące się po organizmie okolicy. Żeby jednak całość odpowiednio zagrała, nie wystarczą odpowiednie połączenia. Coś ten mechanizm musi napędzać. Plac musi złożyć mieszkańcom, turystom, przybyszom konkretną ofertę. Musi przyciągnąć, musi zatrzymać. Ani ławka, ani kwietnik, ani nawet kataryniarz z papugą tego nie zrobią. Podstawą dobrego funkcjonowania placu są partery budynków, które przestrzeń otulają. Partery usługowo-rozrywkowe, działające od rana do późnego wieczora. Otwarte! W Warszawie jednym z nielicznych pozytywnych przykładów może być plac Zbawiciela, który pomimo swoich wielu niedostatków, pomimo oszpecenia go konstrukcją tęczowatą, pomimo niedostępności jego środka dla pieszych, dosyć dobrze funkcjonuje. To właśnie za sprawą parterów, w których zadomowiły się lokale gastronomiczno-kawiarnianio-alkoholowo-rozrywkowo-nawet kulturalne.
Przyjrzyjmy się teraz parterom placu Powstańców. Pytanie, czy takowe w ogóle istnieją? Niestety, teren otoczony jest wyjątkowo nieprzyjaznymi pod tym względem obiektami – z jednej strony ufortyfikowana siedziba NBP, z drugiej gmach postministerialny, z którego wyniósł się nawet nocny klub Sofia. Poza tym Telewizja Polska, sąd, i wielka niewiadoma – dawny Prudential, pół-ruina w krakowskich rękach.
W tej sytuacji trudno o optymizm. Niestety, pole manewru jest na tyle ograniczone, że trzeba skupić się chociaż na estetyce. Sprawić, żeby zbłąkanemu flaunerowi zachciało się na tym placu chociaż przez chwilę pobyć i upoić się jego irracjonalnym charakterem – tak przecież właściwym Warszawie.