Modlin ojców ma wielu, droższy niż szafran, delikatniejszy od jedwabiu.
Za wielkim miastem, w kraju nad Wisłą, był sobie Modlin (zwany też Airportem), który w ogóle się nie nabył, bo zanim na dobre zaczął być, przyleciały z południa ptaszyska i go rozdziobały. I nie chodzi o żerujące w okolicy stada dzikich gęsi, ale o ptaszyska z grzbietem, podbrzuszem i skrzydłami z żelaza, które zwą się Wizzair. Główny opiekun Modlina, Piotr Okienczyc, zapewnia, że rekonwalescencja zakończy się już (!) 31 maja.
A do tego czasu wszyscy tęskniący za Modlinem mogą oglądać w komputerze jego ponowne narodziny, bo śledzą je kamery. Zamiast akuszerki kręcą się frezarki do zrywania „starej” nawierzchni, co czekają na temperaturę nie niższą niż -3 stopnie. Jest i ekipa od nowej nawierzchni, co czeka na temperaturę nie niższą niż +5 stopni. Jak to w kraju nad Wisłą bywa, wszyscy chcą dobrze, ale wszystkiemu winna pogoda.
A gdy oprócz komputera tęskniący uruchomią wyobraźnię, dostrzegą pełną halę odpraw, uśmiechniętą obsługę, uśmiechniętych pasażerów, którzy z początkiem czerwca, z bagażem podręcznym, wchodzą na pokład. Później Teneryfa, Kreta, Stumilowy Las, Pacanów.