„Franciszkomania”

Śledzę każdy Jego krok. I czekam na przyjazd do stolicy. Jak dziecko czeka na ojca...

Kard. Nycz zaraz po zakończeniu konklawe zaprosił papieża do Warszawy. Oficjalnie chce w Polsce przyjąć Go prezydent. I choć ze strony metropolity warszawskiego zaproszenie było niejako „w afekcie” – przyjazdu do stolicy nowego ojca świętego nie mogę się już doczekać!

Odkąd na Stolicy Piotrowej zasiadł kard. Jorge Mario Bergoglio, opanowała mnie „Franciszkomania”. Śledzę każde słowo, każdy gest, każdy krok Jego pontyfikatu. I wcale nie z powodu mediów, które produkują kolejne odcinki watykańskiego serialu „Jeden ze 115”. Nowy papież „objawił” mi się jako ojciec. Niby to nie odkrycie Ameryki – toć dla całego świata papież Ojcem Świętym będzie, a jednak…

Zaczęło się całkiem spokojnie. Pierwsze wystąpienie z logii watykańskiej – skromne pozdrowienie, skromny strój i pokorna prośba o modlitwę. Zaraz potem media rozhuczały się o kardynale, który autobusem jeździ, sam sobie gotuje i zajmuje się ubogimi. Na wiarygodność tych doniesień nie trzeba było długo czekać. Autobusowa wizyta w Santa Maria Maggiore i pierwsza homilia o tym, że Kościoła bez krzyża nie da się zbudować. Lekcja za lekcją. Kij w mrowisko wygodnickiego i skomercjalizowanego świata. A to dopiero początek pontyfikatu.

Czekam na kolejne doniesienia. Z wypiekami na twarzy – co jeszcze pokaże. Jak dziecko, które wpatruje się w mądrego ojca. Podziwia go i chce go naśladować. Dla którego każde spotkanie z nim to kolejna nauka życia (w tym przypadku duchowego). Biorę niedawno czytaną Ewangelię, a tam scenka – Jezus, Żydzi i dialog. O Ojcu… „Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu wszystko, co On sam czyni”. Ojcowski autorytet – trafniejszego cytatu nie znam.

Nie ma się co oszukiwać, każdy potrzebuje ojca. A konkretniej jego autorytetu. Mam szczerą nadzieję, że kiedy papież Franciszek przybędzie z pielgrzymką do Warszawy, tę prawdę o nas samych już odkryjemy. I powitamy Go sercem... stęsknionego dziecka.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..