Prawie rok opóźnienia w budowie drugiej nitki metra. Winne są niewybuchy, sieć gazowa i pogoda.
Ratusz poinformował, że właśnie zawarł ugodę z budowniczymi drugiej linii warszawskiego metra, a jej efektem jest nowy, odległy termin jesieni 2014 r., kiedy to druga nitka ma być gotowa. Termin też wielce niepewny, bo w ciągu półtora roku wiele jeszcze zdarzyć się może. Zapewne budowniczowie natrafią na następne tony niewybuchów i niewypałów, na niezidentyfikowane instalacje, ciągi i obiekty, które mogą bardziej opóźnić prace. Będą musieli przetrwać jeszcze jedną zimę, która gdy będzie śnieżna i zimna - przystopuje podziemne prace. Bo właśnie tymi przeszkodami w głównej mierze wykonawcy tłumaczą poślizg w oddaniu obiektu aż o 337 dni. Chociaż od samego początku było wiadomo, że prucie obu części stolicy i wkopanie się pod rzekę łatwe nie będzie. My dodajmy do tej listy jeszcze niespodziewane osuwiska, pękające ściany w metrze Świętokrzyska i w budynkach przy Targowej, poślizgi w uruchomieniu tarcz, problemy z budową łącznika między liniami i z szybem na pl. Defilad oraz inne zdarzenia towarzyszące budowie.
Podanie nowej daty nie oznacza wcale, że jesienią przyszłego roku wygodnie wsiądziemy w nowe wagoniki i w błyskawicznym tempie pomkniemy z lewo- do prawobrzeżnej Warszawy. Zanim to się stanie, inwestycję czeka szereg żmudnych odbiorów technicznych, kontroli, jazd próbnych...
I tak wizja metra, które miało kibiców dowozić na Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej na Stadion Narodowy, z dzisiejszego punktu widzenia warszawiaków żyjących kolejny rok na wielkim placu budowy, wydaje się żartem. Termin był nierealny. Chociaż... Może władze Warszawy, mówiąc o metrze na Euro, miały na myśli mistrzostwa w 2020 r., o których organizacji w stolicy Polski UEFA przebąkuje tu i ówdzie. 2020 już niebawem - czas więc nagli.