Mimo że pałac ten miał wielu właścicieli, to jeden szczególnie zapisał się w pamięci warszawian. Z jego nazwiskiem na zawsze związały się pałacowe mury. Pałac Blanka to ważna część historii Warszawy.
2 sierpnia 1944 roku powstańcy szturmują gmach przy ulicy Senatorskiej. Wśród nich jest poeta Krzysztof Kamil Baczyński. Po udanej akcji zostaje odesłany na pobliską wieżę ratuszową, do Pałacu Jabłonowskich. Dzień później wraca jednak do sąsiedniego budynku, który przed wojną formalnie także należał do magistratu. Jest 4 sierpnia, ok. godz. 16. Baczyński zajmuje pozycję na pierwszym piętrze przy środkowym oknie, blisko skrzyżowania placu Teatralnego z ul. Daniłowiczowską. Z okna widzi doskonale całą nabrzmiałą sylwetę Teatru Wielkiego. Nie powinien jednak patrzeć. Trzeba trzymać wartę, ale pod żadnym pozorem nie można wystawiać się na cel. Niemieccy snajperzy tylko czekają, aż któryś z „polskich bandytów”, jak nazywali powstańców, pojawi się na muszce.
Podobno jedynym świadkiem śmierci poety był Andrzej „Szczapa” Domaszewicz. Zgodnie z jego relacją, kula trafiła Baczyńskiego nad lewym okiem, roztrzaskując fragment kości czołowej. Wieczorem na tyłach pałacu odbył się pogrzeb. Ciało przykryto papierem. Po wojnie Baczyński spoczął we wspólnym grobie ze swoją żoną Barbarą na wojskowych Powązkach.
Wydaje się, że pałac Blanka kojarzy się przede wszystkim ze śmiercią poety pokolenia „Kolumbów”. Przyjrzyjmy się zatem tej, noszącej piętno śmiertelne, figurze. Prof. Marek Kwiatkowski, czyniąc przed laty monografię budowli, pisał tak: „Niewielki pałacyk w porównaniu z monumentalnym gmachem Teatru Wielkiego zwraca uwagę swą wytworną intymnością, elegancją i odrębnym wyrazem”. Trudno się z profesorem nie zgodzić. Warto jednak dodać, że stoi pałac Blanka nie tylko w cieniu teatru, ale także znacznie bardziej okazałego pod względem wielkości pałacu Jabłonowskich. Nie wspomniał o tym Kwiatkowski z prostej przyczyny – kiedy pisał te słowa w latach 70. pałacu nie było. Budynek, naśladujący przedwojenny ratusz wystawiono na koniec XX wieku. Rzeczywiście, mikrusem przy tych olbrzymach zdaje się być nasz pałacyk. Ale małe jest przecież piękne!
Trzeba zaznaczyć, że niejaki pan Blank, Piotr Blank ani nie był pierwszym, ani ostatnim właścicielem obiektu. Dlaczego zatem jego nazwisko na zawsze związało się z tymi murami? Odpowiedź nie jest jasna i chyba nie warto próbować dociekać. Takie są nie tylko prawa historii, ale także socjologii, kultury, miasta… Był bez wątpienia ów jegomość postacią barwną, a i wpływową. Zanim jednak zwrócimy się ku tej sylwecie, poświęćmy chwilę uwagi samym początkom pałacu. Otóż wystawił go Filip Nereusz Szaniawski. Był początek wieku XVIII. Wcześniej na nieco mniejszej działce (Szaniawski połączył dwie posesje) stał dwór Ostroroga opisywany w pierwszym przewodniku warszawskim „Gościńcu” Adama Jarzębskiego. Pałac zaprojektował najpewniej, choć stuprocentowej pewności nie ma, Szymon Bogumił Zug.
W 1777 r. rezydencję nabył francuski bankier Blank. Dokonał nieznacznych zmian szaty zewnętrznej, ale nie tak drastycznych, jak to w owych czasach zwykli nowi właściciele czynić. Idąc jednak z duchem czasu przekształcił wnętrze pałacu na modłę klasycystyczną. Był Blank postacią bardzo popularną w czasach stanisławowskich i wpływową. Trzymał nawet kasę samego króla. Miał swój kantorek w części oficyny od strony Senatorskiej. Fortunę robił nie tylko jako bankier. Należał m.in. do „enterpryzy tabacznej”, nabywał grunty, itd. Pałac przy Senatorskiej był jego wizytówką. Pisał o nim pewien szwajcarski podróżnik: „Pan Blank jest właścicielem jednego z najładniejszych nowo wybudowanych domów w Warszawie, który na tej samej zasadzie, co inne tego rodzaju budowle mógłby być nazywany pałacem. Pod względem stylu budowy przypomina ładny paryski pałacyk”.
Po Blanku nastali nowi właściciele, potem kolejni i kolejni. Wreszcie w latach 30. XX wieku pałac zaadaptowano na reprezentacyjne salony ratusza. Prezydentem był legendarny Stefan Starzyński. W czasie Powstania Warszawskiego budynek dotkliwie ucierpiał. Po wojnie został za to odbudowany jako pierwszy, a stało się to już w samym początku lat 50.