Pani prezydent chce rządzić Warszawą trzecią kadencję, ale czy chcą tego warszawiacy?
Nawet sami inicjatorzy pomysłu odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z funkcji prezydenta Warszawy nie spodziewali się, że w tak krótkim czasie zdołają zebrać 133,5 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum. I niezależnie od tego, czy akcja ma podtekst polityczny, czy jak mówi Eugeniusz Kłopotek z PSL: "chodzi o dokopanie Platformie Obywatelskiej", mieszkańców niezadowolonych z rządów w stolicy ciągle przybywa. Na starcie drugiej kadencji, w 2010 r. pani prezydent mogła liczyć na poparcie 70 proc. warszawiaków. Teraz proporcje się odwróciły: w sondażu TNS dla "Gazety Wyborczej" jej odwołania chce 64 proc. badanych.
Można próbować wytłumaczyć, że tak gwałtowny spadek poparcia dla Hanny Gronkiewicz-Waltz to efekt czarnego PR lub jej kilku niefortunnych wypowiedzi (chociażby tej, że nie zna ceny biletu jednorazowego komunikacji miejskiej, bo jeździ samochodem albo że zamieszaniu komunikacyjnemu po zamknięciu stacji metra są winni dziennikarze, którzy o tym nie poinformowali). Można winić o to dziennikarzy, którzy szczególnie uważnie zaczęli patrzeć na ręce stołecznej władzy i chętnie opisują każde jej potknięcie, nawet tak groteskowe, jak szeroko w mediach komentowany incydent w ogrodzie wilanowskim, do którego Hanna Gronkiewicz-Waltz chciała wejść bez biletu wstępu. To prawda, że prezydent ma ostatnio "złą prasę" i to nawet w mediach dotąd jej przychylnych. Nic jednak nie dzieje się bez przyczyny. I nie chodzi tu wcale o obwodnice, trzy mosty, kilka linii szybkiej kolei, drugą linię metra, odbudowany Pałac Saski i zagospodarowany plac Defilad, które były w obietnicach wyborczych i pozostały niespełnione.
Prezydent Warszawy niewątpliwie ma na swoim koncie sporo sukcesów. Ale teraz wybudowane za jej kadencji Centrum Nauki Kopernik, Muzeum Historii Żydów Polskich, uruchomienie oczyszczalni Czajka, czy modernizacja Portu Czerniakowskiego nijak mają się do rzeczywistych, codziennych problemów warszawiaków. Do zmartwienia młodych rodziców, bo dla dzieci połowy z nich znów zabrakło miejsc w żłobkach. Do rodziców przedszkolaków, którzy coraz częściej stają się fikcyjnymi samotnymi rodzicami tylko po to, żeby ich dziecko mogło dostać się do przedszkola. Do rodziców nieco starszych dzieci, bo z oszczędności ratusz likwiduje szkoły, dopychając uczniów do innych placówek i tak już przepełnionych. Do wszystkich warszawiaków, którym skoczyło ciśnienie na wieść o wysokości proponowanych stawek za wywóz śmieci - jak się potem okazało - wziętych z kosmosu. Jak kochać Hannę Gronkiewicz-Waltz, kiedy po mieście jeździ się coraz droższymi i rzadziej kursującymi autobusami? Kiedy z oszczędności tnie się kursowanie metra i likwiduje linie autobusowe. Kiedy każda większa impreza na nowym Stadionie Narodowym blokuje centrum miasta. Kiedy puchnie rzesza miejskich urzędników, na dodatek skorych do przyznawania sobie licznych nagród i premii i to w czasach cięć, redukcji, oszczędzania.
Pod wnioskiem o referendum odwołującym urzędującą prezydent ciągnie się coraz dłuższa lista "oburzonych". W czasie ostatniego głosowania nad absolutorium za wykonanie ubiegłorocznego budżetu, Hanna Gronkiewicz-Waltz miała przeciwko sobie całą opozycję rady miasta. Tym bardziej dziwi jej zapowiedź kandydowania na trzecią kadencję. Może jednak już nie do stołecznego ratusza...