Autor "Romantyków" nie odwraca oczu od tego co więdnie, obumiera, przemija. Ale pokazuje też to co dobre i piękne, a nade wszystko to, co nas łączy.
Sztuki izraelskiego pisarza, Hanocha Levina, przeżywają na scenach polskich prawdziwy renesans. Mimo że niektórych razi dosadność języka, tragizm obok fizjologii, brutalna prawda o tym, że nie jesteśmy doskonali, piękni, wspaniałomyślni. Bo Levin nie odwraca oczu od tego co więdnie, obumiera, przemija. Ale pokazuje też to, co w nas dobre, ludzkie, szlachetne. Dlatego więcej w nim Czechowa niż Becketta, choć do tych dwóch pisarzy twórczość Levina bywa porównywana. Teatr Dramatyczny pokazuje to z wielką wnikliwością w spektaklu ”Romantycy”.
Tytuł nie jest przypadkowy. Troje samotnych, starzejących się i schorowanych ludzi w mistrzowskiej interpretacji Małgorzaty Niemirskiej, Władysława Kowalskiego i Zdzisława Wardejna prowadzi z wielką subtelnością reżyser Grzegorz Chrapkiewicz. "Romantycy", to jedyna sztuka, której autor nie zdążył sam wyreżyserować, zmarł w 1999 r., ale myślę, że byłby zadowolony z kształtu, jaki nadał jej Chrapkiewicz.
Publiczność śmieje się wraz z aktorami, by oswoić śmiechem to, co się nieuchronnie zbliża. Oswoić nasze uciążliwe dolegliwości, ułomności, choroby, dziwactwa, bo to jedyne, co nam pozostało. A że wszyscy jedziemy na tym samym wózku, wydaje się że razem będzie lżej. Bohaterowie odszukali swoich partnerów sprzed lat z potrzeby bliskości. Dziś wydaje się błędem, że tak bezmyślnie się rozstali. Że zabrakło im tolerancji. Ale może jeszcze da się wszystko naprawić, przywrócić uczucie, które kiedyś ich łączyło. Wtedy byli piękni, młodzi, pewni siebie, życie oferowało wciąż nowe doznania. Dlaczego mieli z nich nie skorzystać?
Twórczość Levina ma wymiar uniwersalny. Wszystko to, o czym chcemy wstydliwie zapomnieć, a co Levin z czułością obnaża, związane jest z kondycją ludzką. I to światło, które w mroku znajdujemy jest nadzieją, jaką nam autor, mimo wszystko, daje. Samotność we dwoje nie jest tak bolesna, nawet jeśli przekornie nie przestajemy się ranić. Bohater "Kruma", jednej z najbardziej znanych sztuk Levina, mówi: Życie jest gdzie indziej. Dlatego wciąż wędruje i wciąż bezskutecznie tej esencji życia szuka.
Ale może więcej życia da się zaleźć w cieple drugiego człowieka? Bardzo bliskie twórczości Levina są utwory izraelskiego pisarza, Etgara Kereta. Jego opowiadania, wydane właśnie w Polsce, "Nagle pukanie do drzwi" przeczytałam tuż przed premierą "Romantyków". Kereta przyrównują krytycy do Kafki i Singera, ja widzę w nim wpływy Levina. Niektóre fragmenty czytałam początkowo z odrazą, raziła mnie trywialność języka, ale zaraz potem znajdowałam w nich poezję, metafizykę, a wszystko okraszone specyficznym poczuciem humoru. Polecam więc zarówno spektakl jak i opowiadania Kereta. Znajdziemy w nich sacrum i profanum.