Najpierw rowery, teraz siłownie. Warszawa zaczęła się ruszać. I dobrze. Bo w zdrowym ciele zdrowy Duch.
To nie żarty. Sto nowych siłowni plenerowych w Warszawie to tysiące kalorii, które mieszkańcy miasta stracą na świeżym powietrzu. No dobrze - prawie świeżym.
Uwielbiam kampanię wyborczą, a ta za sprawą wiszącego nad miastem referendum o odwołanie prezydent miasta rozpoczęła się wyjątkowo wcześnie i intensywnie. Z tym że w tym przypadku Hanna Gronkiewicz-Waltz - żeby przekonać warszawiaków do poparcia jej w referendum - musi nie tylko obiecywać, ale przede wszystkim realizować obietnice. To daleko mniej komfortowa sytuacja, niż ewentualnych kandydatów do zajęcia jej fotela. Ale jak widać - znacznie zdrowsza dla obywateli.
Jeśli plenerowe siłownie powtórzą sukces rowerów miejskich, to za parę lat kolejki do lekarzy mogą się w mieście znacznie skrócić. Już dziś prawie nie ma stacji, na których stałyby więcej niż 1-2 rowery Veturilo. I nie jest to tylko efekt większego zasięgu systemu, który objął od późnej wiosny kolejne dzielnice. Tylko w czerwcu zarejestrowano 318 tysięcy wypożyczeń, o 20 tys. więcej niż w maju. W całym mieście jeździ już 2,6 tys. rowerów, nie licząc prywatnych jednośladów, których - mam wrażenie - też coraz więcej. W sumie Veturilo pokochało blisko 120 tys. warszawiaków, a w czerwcu padło milionowe wypożyczenie.
Każdy przejechany kilometr i każda minuta na siłowni pod chmurką pewnie da się przeliczyć na minuty dłuższego, a na pewno sprawniejszego życia. A wiadomo - w zdrowym ciele, zdrowy duch. Przez wielkie "D" - też.