Kto ze świętym przestaje, radosnym się staje. Porzekadło przetestowane na własnej skórze.
Do Domu św. s. Faustyny w Ostrówku wędrowną duszę same nogi niosą. Tak tu urokliwie. I ze dwa kilometry ze stacji PKP Klembów do celu pomaszerować można (opcję spaceru skrajem lasu odradzam - to teren działania zorganizowanej grupy pościgowej „komar pospolity”). Swoją drogą ciekawe, czy s. Faustyna miała własną wydeptaną trasę Ostrówek-Klembów, gdzie codziennie uczestniczyła w Mszy św.?
Od czasu, kiedy dwa lata temu 24 września został poświęcony Dom św. s. Faustyny, pielgrzymi nie tylko wydeptują ścieżki, ale przyjeżdżają tu na rowerach i autokarami. I to w różnych konfiguracjach - ze zorganizowaną pielgrzymką, całą rodziną, ze znajomymi czy samotnie. Niektórzy nałogowo wracają.
Modrzewiowy dworek otoczony starymi drzewami robi wrażenie. Ciszą, prostotą i zapachem świętości. Między kuchnią, sypialnią dzieci, a jadalnią krzątała się tu 19-letnia Helena Kowalska z rudoblond warkoczem. Razem z Aldoną Lipszyc, u której jako pomoc domowa przez rok pracowała, napełniała dom życiem. Gwarno tu było od dziecięcych zabaw, którym dowodziła Helenka. Gospodarskiej krzątaniny - uwaga - bez narzekania. Zwykłej otwartości na drugiego człowieka.
Teren dookoła duży - po zwiedzeniu Domu można się zaszyć. Znaleźć swój pieniek. Poczytać książkę, popatrzeć na przyrodę, wsłuchać się w ciszę. Przycupnąć na chwilę modlitwy w oratorium. Spojrzeć w oczy tej młodej, pełnej radości dziewczynie (jej portret z tamtego okresu wisi w oratorium obok obrazu Jezusa Miłosiernego). I zażywszy gościny u świętej, nie wiedzieć czemu, wyjechać odmienionym. Bo kto wierzy w świętych obcowanie, temu dużo do szczęścia nie trzeba. To już święte głowy dbają o to, żebyśmy ich radości na własnej skórze doświadczyli.
Kiedy malarka Ewa Mikka prezentowała w tym miejscu portret nastoletniej Heleny Kowalskiej przyznała, że to malowanie było dla niej przedziwnym doświadczeniem. - Jej radość udzieliła mi się - powiedziała. Ja jej wierzę.