Rozmowa z kard. Kazimierzem Nyczem, metropolitą warszawskim.
Joanna Jureczko-Wilk: Jak Ogólnopolski Kongres Nowej Ewangelizacji wpłynie na warszawskie parafie? Uda się w stolicy obudzić olbrzyma?
Kard. Kazimierz Nycz: - Kiedy patrzyłem podczas Mszy św. na uczestników, Bogu dzięki, sporo było księży i świeckich z Warszawy. Widziałem wielu przedstawicieli grup, ruchów, stowarzyszeń. Już sam ich udział w tym wydarzeniu świadczy o tym, że szukają nowych sposobów, metod ewangelizacji. To każe patrzeć z nadzieją na czas pokongresowy, który z pewnością wyda owoc także w diecezji warszawskiej. Oczywiście, te cztery dni nie zastąpią stałej formacji ku ewangelizacji, ale niewątpliwie będą zasianiem ziarna, z którego coś dobrego wyrośnie. Nie ulega wątpliwości, że dzisiaj w całej Polsce, w odniesieniu do tych, którzy są poza Kościołem, od niego odeszli, i w odniesieniu do tych, którzy są w Kościele, ewangelizacja jest koniecznością. Jest potrzebna w wielkich miastach, gdzie następuje polaryzacja społeczeństwa, ale także w "pobożnej części Polski", jaką jest południe. Jeżeli nie będzie pójścia w głąb, dążenia do osobowego spotkania z Panem Jezusem, nikt człowieka oderwanego od swojego środowiska - na przykład na emigracji w Anglii czy w Niemczech - nie utrzyma przy Kościele.
Warszawa jest specyficznym środowiskiem. Mamy jeden z niższych w kraju odsetek osób chodzących na niedzielne Msze św. Jak trafić do osób, które nie czują więzi z parafią albo nawet nie odczuwają braku Boga w swoim życiu?
- Myślę, że mogą to zrobić "obudzeni" w parafii świeccy. Księża zdają sobie sprawę z tego, że sami nie są w stanie zrobić wszystkiego. Powinni umiejętnie "uruchomić" ludzi świeckich, którzy poprzez miejsce swojej nauki, pracy czy zamieszkania mogą dotrzeć do o wiele szerszych kręgów osób niż duszpasterze. Skutecznym sposobem jest osobiste świadectwo świeckich oraz apostolskość grup, które nie poprzestają na formowaniu swoich członków, ale nieustannie poszukują nowych. W Warszawie widać to doskonale na "pączkujących" wspólnotach neokatechumenalnych, kręgach rodzin Domowego Kościoła, wspólnotach Odnowy w Duchu Świętym. Niektóre grupy podejmują ewangelizację uliczną, wędrują z nauczaniem od domu do domu. Chodzi o to, żeby budzić z uśpienia i wyrywać ze "świętego spokoju", żeby na początek wzbudzić pragnienie poznania Boga.
W stolicy dużym powodzeniem cieszą się wieczory uwielbienia, Msze św. z modlitwą o uzdrowienie, kurs Alfa. Może to jest trop, którym warto pójść.
- Rzeczywiście, kurs Alfa jest obecny w wielu warszawskich parafiach i ciągle odbywają się jego kolejne edycje. Wynika z tego, że jest bardzo skutecznym sposobem docierania do tych, których nie ma przy Chrystusie. Dzieje się tak dlatego, że rozpoczyna się go nie katechezą, ale kerygmatem. To kerygmat rodzi wiarę. Ważną rzeczą jest też to, że kursy aranżowane są poza ścisłym miejscem sakralnym, co ośmiela tych, którzy do tej pory trzymali się z dala od Kościoła.
Czy po kongresie w archidiecezji pojawią się nowe grupy, ruchy?
- Ważniejsze od tego, żeby powstałe nowe, jest otwarcie się parafii na grupy, ruchy, stowarzyszenia już istniejące. Niestety, ciągle jeszcze są parafie, które - poza kółkiem różańcowym - nie mają wspólnot ewangelizacyjnych. I nie wynika to z braku potrzeby takich wspólnot. Raczej świadczy o tym, że księża proboszczowie nie potrafią współpracować w tej kwestii ze świeckimi, nie korzystają z ich umiejętności i charyzmatów.