Dwunastu prawych ludzi

28 września 1939 r. o godz. 13.15 w fabryce Skody na Rakowie strona polska podpisała ze stroną niemiecką umowę kapitulacyjną. Tekst podyktowali Niemcy.

Poddanie Warszawy miało być bezwarunkowe, ponadto na stronę polską nałożono szereg obowiązków, m.in. zabezpieczenie uszkodzonych budynków i rozebranie barykad.

Po prawie miesiącu bohaterskiej obrony stolica składała broń. Być może nastąpiło to zbyt późno, wszak do ugięcia się pod naporem bombardowań przekonywano już wcześniej – zwolennikami wystrzelania amunicji poza miastem i złożenia broni nawet tydzień wcześniej (w trosce o miasto i jego obywateli) były wpływowe postaci polskiej polityki. Walkę kontynuować chcieli za to gen. Juliusz Rómmel i prezydent Stefan Starzyński. Jednak po 25 września zwanym „lanym poniedziałkiem”, dniu najcięższych bombardowań Warszawa nie miała wyjścia.

Decyzję o zaprzestaniu obrony podjęto nazajutrz na specjalnej naradzie. Kiedy pod umową kapitulacyjną złożyli swoje podpisy gen. Kutrzeba ze strony polskiej i gen. Blaskowitz ze strony niemieckiej stało się jasne, że stolicę czeka ciężki czas okupacji. Musiała pojawić się jednak także ulga – oto po raz pierwszy od dawna na Warszawę nie spadały bomby, ludzie nie ginęli od pocisków. Mimo to, warszawiacy nie dowierzali. Nastroje rozczarowania i ogromnego żalu utrwaliły dokumenty w postaci dzienników, wspomnień. Odnotowano nawet przypadki samobójstw. Nikt jednak nie spodziewał się, że okupacja będzie takim piekłem, jakie zgotowali Niemcy.

Jeszcze 28 września wprowadzono godzinę policyjną – obowiązywała już od 19.00. Wermacht miał wkroczyć do Warszawy na początku października, ale pierwsze oddziały pojawiły się już 30 września. Niemal natychmiast rozpoczęły się aresztowania i egzekucje. Zdaniem historyka Tomasza Szaroty prawdopodobnie pierwszym rozstrzelanym był kierowca Karol Leszniewski. Zabity za to, że „pomimo publicznie obwieszczonego zakazu ukrywał broń w swoim mieszkaniu”.

Wspominając bolesny czas utraty wolności w 1939 r. trzeba przypomnieć istotny zapis umowy kapitulacyjnej. Otóż Niemcy, jako gwarancję wykonania przez stronę polską postanowień i niedopuszczenia do sabotażu zażądali przekazania im dwunastu zakładników. Zakładnicy mieli składać się z „poważnych obywateli” miasta. Proces ich wyłaniania wspominał ówczesny zastępca prezydenta stolicy Julian Kulski: „Starzyński […] oznajmił obywatelom miasta, że on sam odpowiada za wszystko co się w mieście dziać będzie poza działaniem wojska i dodał, wzywając do wykonania wszystkich zarządzeń, jakie w myśl układu musi wydać, że oprócz niego odpowiadać będzie za niewykonanie zarządzeń dwunastu najlepszych i najzasłużeńszych Obywateli Miasta, których szanujecie i kochacie".

Ustalenie listy imiennej odbyło się na posiedzeniu Komitetu Obywatelskiego. Podobno, kiedy w czasie pertraktacji z Niemcami Starzyński zgłosił kandydaturę swoją i swoich zastępców, Niemcy odparli, że „odpowiedzialność Zarządu Miejskiego rozumie się sama przez się, a tu chodzi o dodatkową gwarancję w postaci dwunastu zakładników spośród wybitnych obywateli spoza składu Zarządu Miejskiego”. Przypomniał o tym prezydent, kiedy w czasie narady swoją osobę zgłosił jego zastępca Jan Pohoski. Pomysłów na skonstruowanie listy było kilka. Ostatecznie w niedługim czasie zapisano wszystkie nazwiska. Każda z osób zgłosiła się dobrowolnie. Gotowych złożyć tę szczególną ofiarę było znacznie więcej niż dwunastu. Jest to niebywałe świadectwo odpowiedzialności za urząd, za miasto i za zbiorowość. Niepoważnym wydaje się wręcz pytanie, jak by to było dziś?
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: