- To my chcemy być podręcznikiem dla swoich dzieci - mówią rodzice uczący dzieci w domu. Takich rodzin jest w Warszawie i okolicy ok. 300.
Kiedy Mikołaj, Maksymilian i Zuzanna Sobiescy dowiedzieli się, że będą uczyć się w domu, poduszki poszły w ruch. Z radości. Przez kolejny rok, zamiast do szkoły, chodzili po drzewach, a książki omijali szerokim łukiem. Ale i tak do końcowych egzaminów, zdawanych w szkole, trzeba było się przygotować. Nie od razu wdrożyli się w domowe "tryby" edukacji. Bo i takich nie ma. Skoro więc nie nauczyciel, ławka, tablica, szkolne stopnie, klasówki i wywiadówki, to co? Receptę na domową edukację wypisuje życie. Każdej rodzinie osobno.
Patrycja Cicha funkcjonowała w trybie "zapracowana mama". W macierzyńskie serce kłuły ją także szkolne realia, które podczas 10-letniej pracy jako nauczyciel dobrze zdążyła poznać. - W dużej klasie nie ma mowy o indywidualnym podejściu do ucznia. Dodatkowo w szkole wzrasta poczucie anonimowości i poczucie niskiej wartości u dzieci - zauważa.
Któregoś dnia, leżąc już w łóżku, analizowała kolejny fatalny dzień. I coś w niej w końcu pękło. - Dłużej nie dam rady - powiedziała. Zrezygnowała z pracy. Przyszła ulga.
W domu 7-letnia Łucja i 3-letnia Gabrysia mogą pytać mamę do woli. Spać też. Pytania zaczynają zazwyczaj zaraz po śniadaniu, gdy na kuchennym stole rozkładają zadania z matematyki, rysują jelenia, który jest królem lasu, lub szlaczki. Łucja świetnie czyta, liczy i nieźle pisze. Właściwie materiał klasy I ma już opanowany. W edukacji domowej to życie jest nauką, a nie podręczniki. Dlatego dziewczynki nakrywają do stołu, liczą sztućce, równo układają talerze. Potem szkoła przenosi się do lasu, muzeum lub teatru. - Nie ma typowego dnia. Tu chodzi o spontaniczność i podążanie za naturalną ciekawością dziecka. Chcąc dowiedzieć się, co to jest niepodległość, całą sobotę spędziliśmy z rodziną w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Podstawę programową zawsze mam z tyłu głowy - to zaledwie 30 minut dziennie - mówi pani Patrycja. - Gdy uczy się dzieci w domu, czasu także brakuje, ale nie jest to już taka gonitwa.
Cały tekst o edukacji domowej ukaże się w 48. numerze warszawskiego "Gościa Niedzielnego".
Czytaj także komentarz: Rodzicu, przejrzyj się w lustrze >>