Wokół śmiech, rumor i hałas. W placówce dziennego wsparcia, przy ul. Czerniakowskiej 205, na parterze, w dwóch niewielkich salach wypełnionych zabawkami, panuje iście domowa atmosfera.
Dzieciaki biegają, śmieją się i kleją łańcuchy świąteczne. Wszystko w klubie Powiślańskiej Fundacji Społecznej. Maluchy przychodzą tu zaraz po szkole i zostają aż do 19.30, bawią się i odrabiają lekcje.
W większości pochodzą z niezamożnych rodzin. Zdarza się, że rodzice mają problemy z prawem i kuratora sądowego na głowie. A maluchy nie radzą sobie w szkole.
- Staramy się pomóc dzieciom w zdobywaniu wiedzy, wyrównujemy szanse – mówi Jaśmina Kwiatkowska, jedna z wychowawczyń, podając klej dziewczynce i przygotowując materiały do „odrabianek”, czyli prac domowych. Za chwilę zacznie smażyć naleśniki dla dzieci. Dzisiaj wypada jej dyżur w kuchni.
Co chwila jakieś dziecko wpada i wypada z sali. Biegają, kłócą się, chodzą po stole, pożyczają temperówki. Dominik przejechał Sewerynowi po stopie kółkiem od plecaka. Chwila rozmowy z wychowawcą i chłopcy podają sobie ręce.
Klub otwarty jest od poniedziałku do piątku. Codziennie wypadają inne zajęcia. „Palcem po mapie” uczy geografii, są zajęcia plastyczne, a nawet gastronomiczne z tzw. „wkrętą”.
- Na przykład dzieci budują wioskę indiańską i potem przygotowują desery wzorowane na kulturze Indian. Wymyślamy jakiś temat przewodni – tłumaczy Jaśmina Kwiatkowska. – W piątek są wyjścia na basen albo do kina.
Dzieci mają wyznaczony plan dnia i grafik z obowiązkami. I swój rewir, w którym są odpowiedzialne za sprzątanie. Klaudia pokazuje swoje imię na kartce z dyżurami na korkowej tablicy. Wraz z opiekunką Magdą posprzątają dzisiaj stoły po jedzeniu.
Codziennie inne grupka dzieci przygotowuje dla całego klubu ciepły posiłek. Dziś, po odrobieniu prac domowych, wszyscy wspólnie upieką pierniki świąteczne. Dzieci biorą udział w wyrabianiu ciasta, polewają miód i pokazują ręce zaprószone mąką.
- Dzwonił właśnie św. Mikołaj, powiedział, że brakuje mu trzech prezentów dla naszych dzieci – mówi Anna Gierałtowska, prezes Fundacji. – Ale postara się.
Placówka ściśle współpracuje z lokalnymi szkołami i ośrodkiem pomocy. To oni wskazują rodziny, które mogą potrzebować wsparcia placówki. Takie rodziny zapraszane są przez Fundację do współpracy. Dwa razy do roku organizowane są też trzydniowe biwaki w gospodarstwie agroturystycznym dla dzieci.
- Lubię strasznie biwaki i obozy. Bo nie trzeba tam sprzątać i odrabiać lekcji – mówi 10-letni Dominik, który do placówki uczęszcza drugi rok.