Nowy naczelnik Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej w Urzędzie Miasta szykuje się na długą wojnę o miasto bez reklam. A przynajmniej miasto wolniejsze od zalewu pstrokacizny, która bije po oczach z każdego rogu ulicy. Wojciech Wagner wie jednak, że to bitwa, którą niewielu wygrało.
O ten problem potknęło się już wielu urzędników. A sukcesów niewiele. Może poza jednym: Krakowskim Przedmieściem, które stało się dzięki zaangażowaniu stołecznego konserwatora zabytków enklawą wolną od szpecących tę część miasta reklam.
Wojciech Wagner, od dwóch miesięcy naczelnik Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej, wie, że wyrusza na walkę z wiatrakami. Że ręce urzędnikom wiążą przepisy prawne, które w imię wolności gospodarczej zezwalają na postawienie dowolnego nośnika reklamowego na przestrzeni prywatnej. A ograniczone możliwości kadrowe nadzoru budowlanego nie są w stanie wyegzekwować prawa nawet tam, gdzie jest ono ewidentnie naginane.
Wagner zapowiada, że jeszcze w marcu rozpocznie audyt miejsc, w których mieszkańcy narażeni są na zbyt dużą liczbę reklam zasłaniających bezładnie przestrzeń miasta. Okazuje się bowiem, że urzędnicy nie są dziś w stanie powiedzieć nawet, ile tych reklam jest i ile z nich wisi niezgodnie z prawem.
W tym względzie liczą na organizacje pozarządowe. I chyba na mieszkańców, których cierpliwość bywa nastawiona na naprawdę wielką próbę. Może dzięki nim stolica zacznie przypominać pod tym względem cywilizowane miasto. Podobno w Gdańsku prawie się udało.