To nie zdarza się często. Samorządowcy od lewa do prawa zgodnie głosujący za jakimś projektem. Bez waśni i sporów. Radnych miasta Warszawy połączyła uchwała o postawieniu na Żoliborzu pomnika rotmistrza Witolda Pileckiego.
Pomnik na pasie zieleni w al. Wojska Polskiego w całości sfinansuje miasto. Przysłuchując się sesji w Pałacu Kultury i Nauki, czekałem w napięciu, czy tej zgody nie przerwie któryś z radnych dopytywaniem, ile to będzie kosztowało i czy nie ma lepszych pomysłów na inwestycje w czasie kryzysu. Całe szczęście nic takiego się nie stało. A radni, którzy na co dzień potrafią się ostro spierać, wykazali się jednomyślnością.
Brawa należą się nie tylko radnym. Na uznanie zasługują przede wszystkim studenci ze stowarzyszenia "Młodzi dla Polski". Oni wyszli z inicjatywą upamiętnienia w stolicy jej honorowego obywatela. I robili to z dużą determinacją, ale też z wyczuciem. Najpierw stworzyli akcję na Facebooku. W ciągu tygodnia dołączyło do niej 7 tys. osób. Później przeszli do zakomunikowania pomysłu władzom miasta. Gdy stamtąd było zielone światło, "Młodzi dla Polski" pilnowali, aby radni szybko wprowadzili pod obrady odpowiedni projekt uchwały.
Sprawa pomnika Witolda Pileckiego w Warszawie to przykład tego, jak dobra, oddolna inicjatywa, odpowiednio przeprowadzona może zostać szybko zrealizowana. Co do jego lokalizacji, było kilka propozycji. Obok Żoliborza, także Ursynów gdzie jest ulica Witolda Pileckiego oraz okolice Dworca Wileńskiego, gdzie stał tzw. pomnik "Braterstwa broni". Gdy pojawiły się różnice zdań różnych środowisko zarówno "Młodzi dla Polski" jak i radni pozwolili, by decydujący głos miała rodzina rotmistrza.
Niby wypracowanie wspólnego stanowiska, merytoryczna dyskusja, powściąganie złych emocji czy słuchanie głosu najbardziej zainteresowanych daną sprawą, wydają się rzeczami oczywistymi. Widzimy jednak, jak trudno je realizować w codziennym życiu politycznym. Tym bardziej brawa dla radnych i brawa dla "Młodych dla Polski".
W całej sprawie mam też malutką osobistą satysfakcję. Po pojawieniu się rozbieżnych głosów co do miejsca, jako pierwszy zapytałem Zofię Pilecką-Optułowicz, co o nich sądzi. - "Nie chciałabym, żeby przeciągała się dyskusja o miejscu. Liczę na to, że Rada Warszawy przyzna po prostu odpowiednie. Bo nie chodzi o pieniądze, tylko o lokalizację. Potrzebne jest tylko właściwe miejsce. Jakie? Chociażby na Żoliborzu, gdzie tatuś dobrowolnie dał się złapać Niemcom, żeby trafić do Oświęcimia - mówiła w wywiadzie opublikowanym w GN pod koniec września ubiegłego roku.