Studenci medycy, którzy oprowadzają po wystawie "Bodies Revealed" są zachwyceni. Dla nich wiedza o ludzkim ciele jest konieczna. Ale nie sądzę, żeby widok porozcinanych ciał i obdartych ze skóry zwłok był potrzebny innym.
Całe miasto zalały plakaty wystawy ludzkich ciał. "Prawdziwe i fascynujące" - reklamują organizatorzy. Dla kogo?
Promocja dla rodzin: w soboty i niedziele zapłacą "tylko" 135 zł. Za co? Za widok kilkudziesięciu preparatów z ludzkich organów, kilku całych zwłok, poddanych "innowacyjnemu" procesowi, który zapobiega pośmiertnemu rozkładowi ciała.
Może plasteinizacja daje anatomom i patologom nowe możliwości prezentacji biologicznych szczegółów naszego organizmu. Może dzięki temu można zobaczyć nerki, czy wątrobę, szkielet, mięśnie, czy układ krwionośny w niedostępny do tej pory sposób. Ale czy to powód, żeby z tego powodu organizować wystawy i obwozić zmarłych po całym świecie, biorąc za to ogromne pieniądze?
Nie sądzę, żeby ta wystawa odniosła w Warszawie szalony sukces. Pierwszego dnia obejrzało ją 300 osób. Przed bramą do przemysłowych budynków na Żoliborzu manifestowali członkowie Falun Gong, którzy domagają się od organizatorów dowodów na to, że prezentowane ciała nie pochodzą z Chin. I że nie są to zwłoki dysydentów, których władze tego kraju "ukarały" za nieposłuszeństwo, odmawiając jednocześnie ich rodzinom prawa do pochówku. Z powodów religijnych podobne ekspozycje były bojkotowane w Izraelu i we Francji.
W Środę Popielcową słyszeliśmy w kościołach: "Prochem jesteś, i w proch się obrócisz". Niektórzy jednak próbują nas przekonać, że niekoniecznie.