Dlaczego za samochodem-kaplicą, którym podróżuje jasnogórska ikona, jedzie wóz z wodą? Bo liczą na cud jak w Kanie.
Peregrynacyjny dowcip przybył do naszej archidiecezji wraz z jasnogórskim obrazem. Zasłyszany w kuluarach piastowskiego stadionu, na którym odbyło się uroczyste powitanie ikony, rozbawił mnie. Bo trochę prawdy tej "strażackiej teologii" jednak jest.
Nawet powiedzmy to sobie szczerze - my także liczymy na cud. Tysiące ludzi, którzy przybyli w ubiegłą niedzielę na miejski stadion, miały ze sobą może nie strażackie zbiorniki (chociaż niektórzy może i tak by to określili), ale własne stągwie z wodą - rodzinne troski, kłopoty finansowe, nieporozumienia, uzależnienia, nierozwiązane sprawy z przeszłości i to wszystko, co bieda ludzka przynieść może. Przynosiliśmy je 50 lat temu, kiedy jasnogórska ikona wyruszała z warszawskiej archikatedry w pielgrzymkę po Polsce, przynosimy i dziś. Kiedyś może więcej było tych "socjalistycznych" zmartwień, teraz przeważają "kapitalistyczne", ale Matka pozostaje ta sama.
Wspaniałą katechezę usłyszeli księża, którzy w archikatedrze, w przeddzień rozpoczęcia peregrynacji, przeżywali swoją kapłańską pielgrzymkę. Ks. prof. Kazimierz Pek MIC mówił to tym, by oprócz wielu pięknych słów, którymi określamy Maryję, podczas tej peregrynacji zwrócić szczególną uwagę na Jej relację do Boga Ojca, Ducha Świętego, Chrystusa i Kościoła. Bo ona uczy nas, jak być blisko Niego, jak Go słuchać i wypełniać Jego wolę. Jednym słowem - "robić wszystko, cokolwiek nam powie". Wówczas niepostrzeżenie stanie się upragniony cud.