Rozmowa z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem, szefem prac ekshumacyjnych IPN, prowadzonych na warszawskim cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej.
Agata Puścikowska: - Na cmentarzu na Służewie, od 2 tygodni prowadzi Pan prace ekshumacyjne. Co się dokładnie stało wczoraj po południu?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: - To był przedostatni dzień prac. Kończyliśmy badania i rozpoczynaliśmy działania porządkowe. Około południa, na terenie naszej bazy, pojawiła się ekipa policji wraz z prokuraturą.
- Po co?
- Powiedziano nam, że do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów wpłynęło zawiadomienie o znalezieniu na badanym terenie nieznanych szczątków.
- Ale to przecież jasne: praca Pana ekipy polega na odkrywaniu i wydobywaniu szczątków osób pomordowanych przez komunistów. Prokuratura musiała o tym wiedzieć.
- Wiedzieli wszyscy, bo przecież działamy legalnie, prowadzimy działania statutowe IPN. Wszystko w zgodzie z obowiązującym prawem i procedurami, bez najmniejszych nawet uchybień.
- Po takim doniesieniu - prokuratura musi podjąć czynności dochodzeniowe.
- I to identyczne, jak w przypadku… morderstwa. W dodatku cała procedura dochodzeniowa musi być wypełniona od początku do końca. Ekipa policji i prokuratury, która do nas dotarła, musiała więc szczegółowo zbadać miejsce, przeprowadzić przesłuchania. Byłem więc szczegółowo przesłuchiwany. Tłumaczyłem, po co tu jesteśmy, kim jesteśmy, pokazywałem dokumenty itd. W końcu policyjna ekipa musiała znaleźć szczątki.
- I „znalazła” je. Czyli po prostu musiał Pan wskazać miejsce, w którym były przechowywane.
- Wielogodzinna akcja zakończyła się ok. godz. 20, po zakończeniu wszelkich formalności. Policjanci przejęli 5 trumienek ze szczątkami, które wcześniej wydobyliśmy. Na podstawie decyzji prokuratury szczątki te zostały przewiezione do zakładu medycyny sądowej.
- Kto je przewoził?
- Prywatna firma pogrzebowa.
- To wszystko brzmi dość… absurdalnie.
- Bo jest absurdalne i do tej pory trudno mi uwierzyć w to, co się stało. Wszystkie osoby pracujące przy ekshumacji: specjaliści, naukowcy i wolontariusze - były zaszokowane sytuacją. Od samego początku prac towarzyszyły nam media - skrupulatnie opisując i filmując, co się działo. Wczoraj też z nami były. Dziennikarze, osoby przecież postronne, nie byli w stanie ukryć swojego zaskoczenia całą sprawą. Tego, co się stało, nie da się racjonalnie wytłumaczyć.
- Ale spróbujmy. Czy wiadomo kto i po co doniósł prokuraturze, że na cmentarzu trwają legalne prace ekshumacyjne IPN?
- Proszę pytać Prokuraturę Okręgową Warszawa-Mokotów. Ja niestety nie wiem.
- Oczywiście, pytać będę. Myśli Pan jednak, że to przypadkowa osoba „dla żartu” lub przez złośliwość, zawiadomiła prokuraturę? A może to zaplanowane działanie, by przerwać prace?
- Nie wiem. W tej chwili się skupiam na tym, by badania pomyślnie zakończyć. Sam chciałbym zadać pytanie tej osobie: po co to zrobiła? Czemu taka akcja miałaby służyć?…
- Jak się zachowywała policja i prokuratura?
- Przyznam, że przedstawiciele policji i prokuratury sami byli zaskoczeni, sprawiali wrażenie również zażenowanych sytuacją. Starali się działać możliwie taktownie i pomagać nam we wszystkim. Widać było, że nie są w komfortowej sytuacji. Musieli wykonywać czynności służbowe, które tak naprawdę nie miały sensu. Doskonale przecież wiadomo, że zajmowali się szczątkami osób pomordowanych przez komunistów w latach 40., a nie współczesnym morderstwem. Byli w miejscu, w którym nie byli potrzebni. A być może zabrakło ich w wielu miejscach, gdzie rzeczywiście powinni się znaleźć.
- Marnotrawienie publicznych pieniędzy.
- Niestety tak.
- Czy wczorajsza sytuacja w jakiś sposób negatywnie wpłynie na badania mające na celu identyfikację ofiar?
- Nie przypuszczam. Na szczęście, tak jak mówiłem, prace zakończyliśmy. Wszystkie szczątki ofiar zostały szczegółowo przebadane. Pobraliśmy próbki DNA, zrobiona została pełna dokumentacja fotograficzna. Tak jak zawsze w przypadku tego typu prac. Istnieją szczegółowe protokoły i opisy każdej z ofiar. Na podstawie zebranego materiału będziemy teraz pracować nad przywracaniem tożsamości ofiarom.
- Co się stanie ze szczątkami, które zostały wam odebrane?
- Szczątki, które umieściliśmy w trumienkach, oczekiwały na pogrzeb na służewskim cmentarzu. Teraz pięć z nich zostało przewiezionych do zakładu medycyny sądowej. Jaki będzie ich los, nie wiem. O tym zapewne zdecyduje prokuratura.
- Myśli Pan, że przyszłość Pańskich badań, które przywracają ofiarom komunizmu tożsamość, stoi pod znakiem zapytania?
- Wierzę głęboko, że nie. Nasze działania będziemy realizowali nadal, bez względu na to, przez co przyjdzie nam jeszcze przejść. Mam wspaniały, pełen pasji zespół, dla którego ta praca, przywracanie godności i tożsamości ofiarom systemu komunistycznego, jest nad wyraz ważna. Sprawę więc doprowadzimy do końca. Choć oczywiście sytuacja taka jak wczorajsza nie ułatwia nam działań. I jest po prostu bardzo przykra.
- Czyje szczątki konkretnie „przejęła” policja? Kim są osoby, które spoczywają na badanym cmentarzu?
- Wiemy tyle, że są to osoby uśmiercone w latach 1946-1948 na terenie warszawskich aresztów czy obozów. Dopóki nie będziemy mieli potwierdzenia genetycznego, nie znamy oczywiście ich nazwisk. Możemy jedynie przypuszczać, na podstawie dostępnej wiedzy historycznej, że w owym czasie w Warszawie mordowano Żołnierzy Niezłomnych. I prawdopodobnie wielu z nich spoczywa właśnie na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej. Mogę mieć jedynie nadzieję, że w niedługim czasie oddamy im cześć, godność i przywrócimy z nazwisk do publicznej pamięci.
- Ile ofiar może spoczywać na tym cmentarzu?
- Nawet tysiąc.
Przeczytaj też tekst To nie były ofiary komunistów?.