Około setkę wózków inwalidzkich, pchanych przez roześmianych przyjaciół i rodziny niepełnosprawnych żegnał w kościele św. Józefa na Kole bp Rafał Markowski. - Niech to pielgrzymowanie przyniesie stokrotny plon - życzył.
Samochody zapakowane, ktoś zostawił protezę nogi obok bagażu. Niebieską książeczkę pielgrzyma rozpoczyna "Dekalog św. Jana XXIII": "Być uprzejmym, nikogo nie krytykować, ani tego nie pragnąć, nie uczyć karności nikogo poza sobą".
Zanim setka wózków inwalidzkich wyruszy w 300-kilometrową pielgrzymkę przed oblicze Matki Bożej Częstochowskiej wszyscy modlą się jeszcze w kościele św. Józefa na Kole o siły - by sprostali trudom wędrowania na Jasną Górę. Razem z niepełnosprawnymi - opiekunowie i rodziny. Mam wrażenie, że wszyscy się tu dobrze znają. Wielu wędruje po raz 23., czyli od początku Pieszej Pielgrzymki Niepełnosprawnych z kościoła św. Józefa na Kole. Od początku przyświeca im hasło: "Jesteśmy", bo chcą pokazać, że nie trzeba się nad nimi użalać.
- Wiele potrafią i wiele od nich się można nauczyć: pokory, serdeczności, cieszenia się z rzeczy małych - zapewnia Agnieszka Kos, pchając wózek Edwarda Ziemkiewicza, chorego na zespół Little'a. Obok ktoś pcha także wózek jego żony, Ali, także cierpiącej na porażenie mózgowe.
Razem z 500-osobową pielgrzymką wędruje w tym roku po raz pierwszy grupa osób bezdomnych.
- Nie mam gdzie mieszkać od ośmiu lat. Jeszcze niedawno spałem na ulicy - przyznaje 26-letni Bronisław Kuczyński. - Ale bardzo chciałem iść na tę pielgrzymkę. Bo Bóg bardzo mi pomaga utrzymać trzeźwość. Od kiedy wyszedłem z więzienia w styczniu tego roku, postanowiłem zmienić swoje życie. Wędrówka na Jasną Górę to element mojego zdrowienia, ale też podziękowanie dla Pana Boga, że mnie przy życiu jeszcze chce trzymać - mówi bezdomny.
- Mam swoje sprawy do porachowania z Bogiem - mówi przed wyruszeniem w drogę Karol Bednarczuk. To jego 22 pielgrzymka Tomasz Gołąb /Foto Gość
W plecakach, oprócz butelki wody i kanapki, cała sterta intencji. Najczęściej bardzo osobistych.
- Jestem pewna, że Bóg ich wysłuchuje, choć czasem nie od razu - mówi Barbara Leśniak, psycholog i ekonomista, która wybrała świadomie pielgrzymkę dla niepełnosprawnych. - Tu naprawdę moje problemy okazują się malutkie. A sytuacje rodzinne, które noszę wśród intencji, cudownie się rozwiązują - przekonuje.
Potwierdza to mama Karola Bednarczuka, która na pielgrzymkę przyjechała spod Garwolina.
- Karol urodził się z całkowitym porażeniem mózgowym. Nie dawano mi żadnych nadziei na poprawę. Ale po każdej pielgrzymce niepełnosprawnych widziałam, jakie cuda Pan Bóg działa. Nie mam innego lekarza oprócz Niego. To dzięki Niemu Karol po pierwszej pielgrzymce zaczął mówić, po kolejnej zanikły objawy padaczki, a dziś - mimo głębokiego niedowidzenia - czyta i pisze, a nawet skończył studia. Czy to nie cud? - pyta retorycznie, pchając wózek w 300-kilometrową trasę.